Teatr Studio im. Stanisława Ignacego Witkiewicza, koprodukcja z Centrum Myśli Jana Pawła II w ramach VII edycji festiwalu Gorzkie Żale/Nowe Epifanie, Warszawa, 10 lutego – 20 marca 2016
Aleksandra Majewska
Jedno słowo może wstrząsnąć całą Europą. W średniowieczu takie słowo wypowiedział pustelnik Piotr z Amiens, inicjator pierwszej wyprawy krzyżowej. Kontynent zapłonął. Kilkaset lat później – na wezwanie Hitlera – Europa zapłonęła po raz kolejny. Czy podobne niebezpieczeństwo zagraża nam obecnie i skąd wypływa moc sprawcza słów religijnych czy politycznych przywódców, wiodących lud na barykady?
Natalia Korczakowska w przedstawieniu Wyznawca opowiada historię Daniela Burrosa (Mateusz Król, Robert Wasiewicz), amerykańskiego Żyda, antysemity związanego z Amerykańską Partią Nazistowską, na drodze którego staje John McCandlish Phillips (Wojciech Żołądkowicz) – dziennikarz „New York Timesa”. Phillips, przygotowując się do wywiadu z młodym antysemitą, dowiaduje się o jego żydowskich korzeniach i chce opublikować wyniki swojego dziennikarskiego śledztwa. Dochodzi więc do konfrontacji Żyda, który wyrzeka się swojego pochodzenia, z bardzo religijnym dziennikarzem, który wierzy, że to chrześcijański Bóg zaprowadził go do redakcji najbardziej wpływowej gazety na świecie, by tam pełnił Jego misję. Starcie silnego, przepełnionego nienawiścią i złością buntownika z pokornym sługą bożym przynosi nieoczekiwane rezultaty. Wierząc, że jest narzędziem w rękach Boga, John decyduje się złożyć groźnego neonazistę „w ofierze”. Daniel – tak jak zapowiadał – w wyniku publikacji wywiadu ujawniającego jego żydowskie korzenie popełnia samobójstwo. Żołądkiewicz, ubrany w niemodny garnitur z szerokimi klapami, jest bardzo przekonujący w swojej roli, ma w oczach ostry błysk fanatyzmu. Rola Daniela została natomiast rozpisana pomiędzy tancerza Roberta Wasiewicza i aktora Mateusza Królaka. Pierwszy z nich gra wrażliwego, żydowskiego chłopca, poniewieranego przez swoich kolegów-gojów, a drugi odrodzonego, pozornie bardzo silnego i bezlitosnego faszystę o utlenionych na platynowy blond włosach. Królak gra człowieka-maszynę: przyjmuje nienaturalne pozy, porusza się niepewnie, dziwnie, jakby czuł się nieustannie obserwowany. Zabieg ten z jednej strony sugeruje – co oczywiste – że nikt nie jest w stanie całkowicie „wykorzenić się”, odciąć od własnej przeszłości i kształtujących go od dzieciństwa wzorców kulturowych, a z drugiej strony umożliwia widzowi scedowanie całej swojej niechęci wobec postaci granej przez Królaka, przy zachowaniu współczucia dla jego tańczącego, wrażliwego alter ego. Reżyserka pokazuje, że człowiek nie jest istotą jednowymiarową. Daniel, wprawdzie jest faszystą, ale jakaś cząstka dawnej wrażliwości ciągle w nim żyje.
Kolejnym echem w tej nieustannie powtarzającej się krwawej historii – rozgrywającym się już na scenie – jest przejmująca opowieść starego sprzątacza (Lech Łotocki), Żyda, który przetrwał holocaust, ale na jego oczach niemiecki żołnierz zabił jego kilkuletnie dziecko. Wystąpienie Łotockiego przypomina trochę deklamację wiersza na akademii i na pierwszy rzut oka wygląda jak proteza, sztuczna narośl niepasująca do spektaklu. Ale patos monologu ze szczotką w ręku jest takim samym „elementem dodanym” inscenizacji jak instalacja muzyczna Spätha. Oba podejmują motyw niewinnej ofiary, tyle że w dwóch zupełnie innych kontekstach: biblijnym i historycznym. W przeciwieństwie do narracji biblijnej, w rzeczywistym porządku historycznym nie pojawiają się anioły, które w ostatniej chwili powstrzymują ludzi od wykonania wyroku śmierci (tak jak było to w przypadku Abrahama).
Scenografia (zaprojektowana przez reżyserkę) buduje atmosferę niepokoju i zagrożenia. Mimo blichtru błyszczącego wózka z drogimi alkoholami, to rzeczywistość chłodna i mroczna. Korczakowska wykreowała przestrzeń umowną, niezmienną, mimo że akcja toczy się w różnych miejscach: na dachu apartamentowca na Manhattanie, w synagodze czy w mieszkaniu chorego ojca głównego bohatera. Na scenie ustawione zostały metalowe bramki z czerwonymi taśmami: raz oddzielają widownię od sceny, a raz tworzą labirynt, który ma symbolizować bimę – miejsce w centrum synagogi, gdzie znajduje stół do wykładania i czytania Tory.. Postaci będą tymi taśmami manipulować, w zależności od potrzeb. Taka konstrukcja zdecydowanie podkreśla granice; te, które swojemu „lepszemu” światu stawiają neonaziści, i te, które oddzielają sacrum od profanum. W głębi sceny stoi duży, złożony z paczek czarno-białych gazet orzeł, godło III Rzeszy, które wskazuje na rolę mediów w szerzeniu współczesnych fanatyzmów.
Korczakowska, przywołując starotestamentową opowieść i jej współczesne odbicia, bada, czy istnieje różnica między fanatyzmem religijnym, w imię którego jeden człowiek składa życie drugiego w ofierze (ojciec gotów zabić syna, dziennikarz „skazujący” neonazistę na samobójstwo), a nacjonalizmem, w imię którego zbudowane zostały obozy zagłady. Wkłada w usta sprzątacza pytanie o to, czy ludzkość wycierpiała już wystarczająco dużo, by nigdy więcej nie zawierzyć kolejnemu fanatykowi opętanemu własną wizją lepszego świata. Odpowiedź, która wynika z tego – przypominającego senny koszmar – spektaklu, brzmi: najwidoczniej nie. |
p i k s e l |