Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach
Jan Karow
Inscenizacją Grażyny w tarnowskim Teatrze im. Ludwika Solskiego Radosław Rychcik zamknął swoją romantyczną trylogię, na którą złożyły się poza tym Dziady w Teatrze Polskim w Poznaniu i Balladyna w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie. Działając konsekwentnie według obranego klucza, jakim była amerykańska popkultura (szczególnie w jej filmowym wymiarze), pokazał, co się dzieje z zanurzonymi w polskiej tradycji dziełami, jeśli przeniesie się je w inny kontekst kulturowy.
Pamiętając o wspomnianych trzech realizacjach, jego inscenizację Wesela w katowickim Teatrze Śląskim można uznać za modyfikację dotychczasowej strategii. Reżyser nie uruchamia już amerykańskiego filtra, jednak ponownie szuka analogii poza polskimi granicami. Tym razem, zainspirowany zbiorem reportaży Aleksandry Łojek Belfast. 99 ścian pokoju, umiejscawia akcję w irlandzkim pubie, a sprawę polskich dążeń niepodległościowych zastępuje tlącym się nadal konfliktem pomiędzy protestantami i katolikami w Irlandii Północnej. Podszycie dramatu Wyspiańskiego postaciami zaczerpniętymi z książki Łojek jest wyjaśnione w efektownym, pokaźnych rozmiarów programie, zawierającym historie osób będących pierwowzorami bohaterów spektaklu. Rychcik konsekwentnie trzyma się irlandzkich asocjacji i w zjawach widzi uczestników ulicznych walk, dlatego słowami Stańczyka wypowiada się sportretowany przez Steve’a McQuenna w filmie Głód jeden z liderów IRA Bobby Sands (Paweł Świerczek), którego plecy pokryte są licznymi śladami po kulach, a Upiór to William Moore (Arkadiusz Machel), członek gangu Shankhill Butchers, który odpowiadał za liczne porwania i morderstwa, co obrazuje jego zaplamiony krwią strój rzeźnicki.
Realistyczna scenografia Anny Marii Karczmarskiej odtwarza wyobrażenie o wyglądzie i atmosferze typowego północnoirlandzkiego lokalu – jest szafa grająca, dystrybutor papierosów, kilka ławek, z boku stoją dwa metalowe kubły na śmieci. Tył to pokryta czarno-białą kratką ściana, z dwiema parami prowadzących do toalet drzwi, oraz niewielki fragment skrytego w cieniu muru. Nad sceną wyświetlane jest tłumaczenie (na polski przetłumaczono teksty przyśpiewek i piosenek, dramat przełożono na angielski), zaś po prawej znajduje się długi bar, przy którym whisky nalewa barman Ted (Piotr Nowak) oraz toczy się znaczna część dialogów.
Takie osadzenie akcji ma swoje konsekwencje. Wydaje się bowiem, że najbardziej widocznym czynnikiem, który popycha postaci do działania, jest postępujące upojenie alkoholem. W katowickim Weselu atmosfera podziału i związanego z nim konfliktu jest nieobecna. W pierwszej części dominuje potocznie kojarzony z weselem nastrój radości, zaś w drugiej przedstawiona zostaje skłonność Irlandczyków z Północy do rozwiązywania problemów przy użyciu siły, co jednak nie ma podłoża religijnego, politycznego czy w ogóle ideowego. Protestanccy i katoliccy weselnicy nie stanowią bowiem opozycji, którą w dramacie przedstawia chłopstwo i inteligencja. Powołując się na występujące zjawisko mieszanych małżeństw (ang. Northern Ireland Mixed Marriage Association), Rychcik stara się pokazać poprzez rodziny Pana Młodego/Roba (Marcin Rychcik) i Panny Młodej/Penny (Ewelina Żak) optymistyczną alternatywę, ryzykownie zmieniając zamierzenie Wyspiańskiego.
„Czy wesele może odmienić naród?” – to pytanie jest jednym z haseł promujących spektakl. W finale, zamiast chocholego tańca, następuje radosna pieśń, w której nikt nie przejmuje się tym, że Jasiek/Martin (Bartłomiej Błaszczyński) zgubił Złoty Róg, będący w tym przypadku waltornią od improwizującego na niej jazzowe frazy, milczącego Wernyhory (Michał Zdrzałek). Przy czym punktem kulminacyjnym spektaklu jest nie zakończenie, ale scena gwałtu na Kaśce/Aislin (Natalia Jesionowska). Fragment dramatu przedstawiający zaloty (akt II, sceny 16, 17 i 18) pomiędzy prostą chłopką a Jaśkiem/Martinem, Kasprem/Ciaránem (Michał Rolnicki) i Nosem/Eamonnem (przykuty do wózka inwalidzkiego Grzegorz Przybył) zostaje odczytany przez Rychcika jako brutalny gwałt, któremu towarzyszy utwór Mannish Boy Muddy’ego Watersa. Zbrodnia domaga się odwetu: kobiety pod wodzą bojowniczki IRA Rachel/Jenny (Barbara Lubos) dokonują samosądu i niemal żywcem zakopują oprawcę.
Jedyną wyraźną kliszą filmową, których znacznie więcej było w spektaklach romantycznej trylogii, jest włączenie postaci Billy’ego Elliota (Dominik Więcek), młodego tancerza z filmu Danny’ego Boyle’a, który podąża artystyczną ścieżką wbrew presji otoczenia. Jego krótki popis choreograficzny zostaje przerwany przez Rachel/Jenny, która bezceremonialnie strzela mu w kolano. Ta epizodyczna scena jest pierwszym sygnałem, który tylko na chwilę burzy radosną zabawę, równocześnie zapowiadając zmianę nastroju w dalszych partiach spektaklu – choć nie ma konfliktu pomiędzy samymi weselnikami, to jednak reżyser sugeruje w ten sposób, że zawieszenie broni w każdej chwili może zostać przerwane. Inne elementy dodane to przygotowane przez Jakuba Lewandowskiego efektowne sceny tańca z udziałem aktorów i statystów oraz odtwarzane z offu zapowiedzi Dziennikarza/Stephena Nolana (Artur Święs), spikera radia BBC. Na początku określają one miejsce akcji, prezentując prognozę pogody dla Ulsteru, a po przerwie słychać fragment audycji poświęconej awansowi piłkarskiej reprezentacji Irlandii Północnej do Euro 2016. Nolan prosi, żeby zapomnieć z tej okazji o polityce i cieszyć się wspólnie sukcesem sportowym. Radość jest jednak krótkotrwała i ogranicza się do kibicowskiej przyśpiewki We’re not Brazil, we're Northern Ireland! (co kłóci się z określonym ponoć na okres konfliktu The Troubles, czyli lat 1968-1998, czasem akcji).
Autentyczny rodowód postaci i myślenie w sposób reporterski są zgodne z działaniem autora, który czerpał przecież inspirację z konkretnego wydarzenia – zaślubin Lucjana Rydla i Jadwigi Mikołajczykówny, zaś osobami dramatu uczynił poetycko przetworzonych współczesnych mu ludzi. Wydaje się jednak, że reżyser pewniej odnajdywał się w amerykańskim kontekście, co pozwoliło wnieść więcej do romantycznej trylogii. Odsłonięcie uniwersalnych, ponadnarodowych elementów (skrywany rasizm i postkolonializm, tematyka Wielkiej Wojny, emancypacja kobiet) utworów uważanych za nieprzekładalne z powodu zakorzenienia w polskiej historii było cenne – i właśnie tej wartości dodanej brakuje w katowickim spektaklu.
Tak zainscenizowane Wesele to w pewnym stopniu pokłosie sukcesu Morfiny Eweliny Marciniak, który zachęcił dyrektora Roberta Talarczyka do odważniejszych decyzji repertuarowych. I choć nie należy się spodziewać po przedstawieniu Rychcika takiego rezonansu, jak w przypadku realizacji powieści Szczepana Twardocha, to trzeba przyznać, że zaproponowana przez reżysera perspektywa jest oryginalna. Z powodu braku jasno zarysowanego konfliktu przedstawienie nie podąża za intencjami Wyspiańskiego, co nie zmienia faktu, że pozostaje spójne, dynamiczne i – głównie dzięki energii zespołu aktorskiego i scenografii – efektowne. |
p i k s e l |