Teatr Nowy w Poznaniu
Natalia Dyjas
Dramat Williama Szekspira Król Lear ma dla poznańskiego Teatru Nowego znaczenie szczególne. To właśnie podczas prób tej tragedii zmarł grający tytułową postać Tadeusz Łomnicki. Przedstawienie nie doczekało się premiery. Po latach obecny dyrektor tego teatru – Piotr Kruszczyński – zdecydował się wrócić do realizacji Szekspirowskiego dramatu, powierzając reżyserię Jędrzejowi Piaskowskiemu (który wcześniej wystawił w Nowym Versus na podstawie tekstu Rodriga Garcíi). Jeśli jednak ktoś wybiera się na poznańskiego Leara po to, by zobaczyć realizację dramatu o tragicznym władcy i jego trzech córkach – a takie oczekiwania mają zapewne nauczyciele, przyprowadzający na ten spektakl uczniów – może się poważnie rozczarować. Piaskowski wraz z dramaturgiem Michałem Pabianem uzupełniają Króla Leara utworami Rodriga Garcíi, Johanna Wolfganga Goethego, Elfriede Jelinek czy kantatami Jana Sebastiana Bacha – i traktują tekst Szekspira jako punkt wyjścia do wypowiedzi na temat niepewnej kondycji chylącego się ku upadkowi współczesnego społeczeństwa. Ten nieprzypadkowy zbiór tekstów wraz z szeregiem nawiązań do europejskiego dziedzictwa kulturowego (ważnych postaci historycznych, symboli itp.) sprawiają, że nienazwane w spektaklu wprost królestwo Leara staje się metonimią Starego Kontynentu. Przedstawienie wpisuje się więc w szerszy, bardzo ostatnio popularny, nurt projektów teatralnych dokonujących analizy europejskiego społeczeństwa i kultury.
Poznański Lear urzeka wyrafinowaną i symboliczną scenografią (autorstwa Justyny Elminowskiej, która zaprojektowała równie piękne kostiumy). Scena, na której rozgrywa się dramat samotnych ludzi, jest cała w bieli – od podłogi, przez ściany, aż po sufit. Ten kolor intensyfikowany jest przez zimny blask świetlówek lub barwiony czerwonymi reflektorami (reżyseria świateł Pauliny Góral to jeden z mocniejszych elementów przedstawienia). Pośrodku stoją stół i krzesła – każde z innego kompletu. Estetyczna, ale i ascetyczna scenografia może skojarzyć się z wnętrzem pałacu, a nawet bardziej – muzeum, będącym symbolem kontynentu, na którym dorobek kulturowy zamienia się w kolekcję eksponatów. W toku akcji na scenie pojawia się jednak coraz więcej niepotrzebnych przedmiotów – manekinów, ram, potrzaskanych gipsowych figur, wnoszonych przez poszczególnych aktorów. Przestrzeń staje się śmietnikiem, a współczesny człowiek i otoczenie, w którym żyje, skazane są na klęskę. Z tego pogrążającego się w chaosie muzeum nie ma ucieczki, zostaje tylko śmierć, martwota, koniec…
Europa jest stara i zmizerniała, podobnie jak Lear (Aleksander Machalica). W spektaklu Piaskowskiego zniedołężniały władca nie wierzy już w lojalność córek. Jego decyzje mają wydźwięk tragiczny, a scena, w której Lear rozmawia z Gonerylą (Gabriela Frycz) i Reganą (Dorota Abbe), leżąc na stole niczym na katafalku, wskazuje na rolę starego króla w procesie dziejowym. Lear jest martwy już za życia, traci to, co miał najcenniejszego – władzę oraz siłę oddziaływania na innych. Wydarzeniom tym przyglądają się milcząca Kordelia (Mateusz Ławrynowicz) oraz skrajnie ironiczny Błazen (Antonina Choroszy). W przypadku tej pierwszej postaci zmiana płci aktora w stosunku do bohaterki nie ma kluczowego wpływu na rozwój akcji – Ławrynowicz nie próbuje udawać kobiety, jest ubrany w kostium, który równie dobrze mógłby nosić mężczyzna; Kordelia została tu natomiast zepchnięta na dalszy plan, przyćmiona przez innych bohaterów. Zaś niezwykle posągowa i trzeźwo myśląca postać żeńskiego błazna nadaje spektaklowi olbrzymi tragizm. Nie wydaje się jednak, że jest to efekt reżyserskiej decyzji powierzenia tej roli kobiecie, lecz raczej umiejętności samej Antoniny Choroszy. Odnieść można wrażenie, że tylko mądry trefniś realnie ocenia sytuację w królestwie oraz jej rychłe konsekwencje – w brutalnym monologu o śmierci, zgniliźnie i marności życia wieszczy rychłą, nieuchronną katastrofę ludzkości. Aktorka nadaje postaci błazna głębię, emocjonalną wielowymiarowość. Podczas tej pozbawionej emocji profetycznej mowy za plecami Choroszy pojawia się olbrzymi napis: „Wyjścia nie ma”. Błazen głosi swoje tezy, siedząc z przodu sceny, wyraźnie oddzielony od reszty grupy. Nie ma żadnego wpływu na bieg wydarzeń, nie może powstrzymać klęski. To jedna z ważniejszych i najbardziej tragicznych scen poznańskiego Leara.
Pomimo tak licznego wykorzystania tekstów i klisz kulturowych, analiza upadku Europy wydaje się w spektaklu potraktowana zbyt powierzchownie. Czego wszakże nie ma w przedstawieniu Piaskowskiego? Jest obraz upadku władzy (Lear nie potrafi już nawet mówić w swoim imieniu, to córki często wypowiadają za niego słowa dramatu), profetyczna wizja bliskiego końca ludzkości i Starego Kontynentu, motywy postkolonialne (Szekspirowski bękart Edmund jest w spektaklu Piaskowskiego Innym, z wymalowaną na czarno twarzą, mszczącym się na europejskim człowieku za wieki upokorzeń) oraz definicja dziedzictwa kulturowego kilkudziesięciu stuleci europejskiej cywilizacji jako zbiorowiska niewiele znaczących eksponatów. Tematy efemeryczności władzy oraz niemożności zbudowania prawdziwych, opartych na innych, niż egoistyczne, pobudkach relacji międzyludzkich zostają, na przykład, jedynie zasugerowane poprzez ekspresję aktorów, którzy poruszają się jak bezwolne marionetki, wyrażając emocje za pomocą krzyku (z czasem coraz bardziej męczącego) lub chaotycznych wypowiedzi. Piaskowski nie wykorzystał olbrzymiego potencjału zespołu Teatru Nowego, mimo że główne role powierzył tak ciekawym i wybitnym aktorom jak Aleksander Machalica (Lear), Paweł Hadyński (alter ego Leara, oraz Jan Sebastian Bach; obecność obu postaci, które gra Hadyński, nie jest w żaden sposób uzasadniona logiką fabuły) czy Antonina Choroszy (stworzona przez nią tragiczna, niemal posągowa postać Błazna w czarnej, kontrastującej z bielą sceny sukni jest, jak już powiedziano, jedną z najlepszych ról w spektaklu). Choć starają się oni wyłuskać jakiś sens z oderwanych ciągów zdań, ich próby najczęściej kończą się fiaskiem. |
p i k s e l |