Scena Prapremier InVitro w Lublinie
Małgorzata Wielgosz
Łukasz Witt-Michałowski, reżyserując na Scenie Prapremier InVitro w Lublinie Lizę według Wiecznego męża Fiodora Dostojewskiego, podjął trzy główne, ściśle powiązane ze sobą tematy opowiadania. Są to: problemy emocjonalne dorosłych, niewierność małżeńska i, wynikająca z nich, krzywda dziecka. Wszystkie te wątki połączone są motywem tajemnicy, który determinuje atmosferę i fabułę spektaklu.
Akcję inicjuje pojawienie się Trusockiego, w czarnym kapeluszu i eleganckim stroju. O trzeciej nad ranem nawiedza Wielczaninowa. Gdy ten otwiera drzwi (odsłania kotarę), na spowitą w półmroku i mgle scenę zaczyna padać więcej światła. Z rozmowy mężczyzn dowiadujemy się, że zmarła na suchoty żona Trusockiego – Natalia Wasiliewna – miała romans z Wielczaninowem, owocem którego jest Liza. Trusocki, sprawujący opiekę nad Lizą po śmierci żony, dowiedziawszy się z korespondencji miłosnej Natalii, że nie jest ojcem jej dziecka, zaczął pić i dręczyć psychicznie swoją wychowankę.
Michałowski nie tworzy studium psychologicznego zdradzonego męża i jego perypetii matrymonialnych, lecz koncentruje się na postaci krzywdzonej przez dorosłych Lizy. Liza jest bez wątpienia centralną postacią, a męscy bohaterowie charakteryzowani są poprzez ich stosunek do niej. Liza nie jest naiwnym, beztroskim dzieckiem, wydaje się nad wiek dojrzała. Gdy Trusocki pokazuje ją Wielczaninowowi, dziewczyna wstydzi się, zasłania twarz włosami. Potem, rozmawiając z Wielczaninowem, nerwowo chodzi w kółko. Daje mu do zrozumienia, że czuje się po śmierci matki opuszczona i niekochana. Dziewczynkę łączą silne więzi z ojcem, po odejściu matki tylko on jeden jej pozostał. Chciałaby czule i ufnie przytulić się do ojca, ale ten ją odtrąca i straszy swoim samobójstwem – pewnej nocy zobaczyła, że próbuje się powiesić. Relację dziewczynki uzupełnia Trusocki, który tłumaczy, że dziecko po śmierci matki chorowało, wpadło w histerię, przyznaje też, że gdy wychodzi, zamyka dziewczynkę w pokoiku. W rezultacie Liza, nie mogąc zapanować nad swoim życiem, czując bezsilność wobec przerastającej ją rzeczywistości, choruje i umiera. Również po śmierci jej obecność jest w spektaklu cały czas zaznaczana. Czasami pojawia się za kotarą, wyglądając jak złowróżbne widmo (nawet gdy skacze na skakance), prześladujący bohaterów wyrzut sumienia. Kiedy indziej, za sprawą puszczonego z offu śmiechu, staje się emanacją dręczącej ich pamięci.
Męscy bohaterowie okazują się w tym spektaklu bezsilni i żałośni. Nie umieją obchodzić się z dzieckiem ani mu pomóc. Wiadomość, że Liza jest jego córką, wyzwala, co prawda, w Wielczaninowie gorące uczucia. Jednak zabrawszy ją od ojczyma, umieszcza w domu przyjaciółki, w którym dziewczynka nie czuje się komfortowo. Kontakt z Lizą obnaża ciemną stronę charakteru Trusockiego. Wyładowując żal na dziecku, staje się odpychający i żałosny. Maria Sysojewna (Matylda Damięcka), u której Trusocki wynajmuje pokój, opowiada Wielczaninowowi, że Trusocki nazywa Lizę bękartem, straszy ją, że się powiesi, wywołując w niej w ten sposób irracjonalne poczucie winy. W rezultacie, będąc odpowiedzialnym za los Lizy, opiekunowie doprowadzają ją do śmierci. Najpierw zostaje pokazana choroba Lizy. Dziewczynka leży na łóżku z baldachimem z kotar w centrum sceny, w domu przyjaciółki Wielczaninowa, Klaudii Pietrowny. Na łożu śmierci, z jedną ręką uniesioną do góry, długo i usilnie prosi Wielczaninowa, by ją zabrał z tego miejsca. On jednak tłumaczy Lizie, że to niemożliwe. Scena śmierci jest krótka, ale przejmująca: dziewczynka wychodzi z maskotką w ręku spomiędzy kotar tworzących łóżko i schodzi ze sceny w stronę publiczności.
Jeśli chodzi o warstwę inscenizacyjną na scenie panuje daleko posunięta umowność. Rekwizytów i scenografii w spektaklu występuje tak mało i są one do tego stopnia odrealnione, że trudno określić epokę (jedynie kostiumy skrojone są zgodnie z XIX-wieczną modą, zwłaszcza jeśli chodzi o kobiecą garderobę). Niewielka ilość rekwizytów jest jednakże doskonale ogrywana. Kotary układają się w pewnym momencie w łóżko chorego dziecka usytuowane w centrum sceny. Kapelusz służy Trusockiemu nie tylko jako nakrycie głowy, ale również jako chusteczka do ocierania łez. Czasem aktorzy samodzielnie przygotowują scenografię do kolejnej sceny. Ciekawy jest moment, w którym Trusocki nakłada krzesło na głowę, nogami do góry. Na pytanie Wielczaninowa, co to jest, odpowiada, że rogi, jego własne, uczciwie nabyte.
Aktorzy doskonale różnicują, w zależności od intencji, wypowiadany tekst. Niekiedy mówią nieśmiało, wysokim głosem, subtelnie cedzą słowa, kiedy indziej z uznaniem lub pretensją, przemawiają z zapałem, momentami przekrzykują się, budując napięcie, gestykulują nerwowo, z ekspresją rzucają się na ziemię – pokazują zatem całe spektrum emocji. Poprzez hiperpsychologizację gry, reżyser uzyskuje na zewnątrz stan wewnętrzny postaci. Trusocki i Wielczaninow domniemaną przyjacielską zażyłość wyrażają chwytając się ze ręce, całując po dłoniach, a nawet po twarzy, ustach, choć podświadomie wyczuwa się ich wzajemną niechęć. Ich zachowanie wydaje się karykaturą tak zwanej „rosyjskiej duszy” – wylewnej, życzliwej, ale również nieodgadnionej. Pomimo pewnej nadekspresji, spektakl mocno i skutecznie angażuje emocje widzów. Podobnie do stopniowania całego spektrum emocji dawkowane są zmiany oświetlenia. Czasami aktorzy grają w mroku. Całości dopełnia przy tym mroczna muzyka. Bonaszewski gra zdecydowany, mocny charakter, twardą naturę, silną osobowość, Tomica – człowieka słabego, z problemami, nieradzącego sobie z życiem, popadającego w alkoholizm, a jednak to właśnie zdesperowany Trusocki próbował pozbawić życia Wielczaninowa i doprowadza córkę do śmierci. Męscy bohaterowie to zupełnie różne typy. Daje to w efekcie huśtawkę emocji, gdyż obydwaj grają gwałtownie, soczyście i z temperamentem. Zderzenie ze sobą różnych typów osobowości i desperackie, zabójcze czy samobójcze czyny bohaterów dają wrażenie, że Liza stanowi intrygującą fabułę thrillera psychologicznego. |
p i k s e l |