Częstotliwość Pandory (Pandora Frequenz)
Monika Siara
Częstotliwość Pandory to spektakl niezwykle gęsty znaczeniowo. W tle przedstawienia tkwi historia o mitologicznej pierwszej kobiecie – Pandorze. Tożsamość bohaterki zostaje podzielona na dwa ciała. Pierwsze – prawdziwe, z krwi i kości, tak jak ciało widza, czujące, myślące, mające nieprzekraczalne granice. Drugie to manekin – sztuczny, niezwykły, obcy, budowany i dekonstruowany na oczach widza. Wszystko, co zostaje złożone, ponownie się rozpada.
Na środku sceny leży kobieta w czarnej, prostej, długiej sukience. Trzyma przed sobą małe, drewniane, włączone radio z długą metalową antenką. Za pomocą tego dziwnego obiektu aktorka wprowadza do scenicznego świata różne dźwięki. Przestrzeń zaczyna się wypełniać światłem wydobywającym z mroku stojący za kobietą drewniany sześcian, złożony z sześciu elementów różnej wielkości. Antje Töpfer buduje z tych fragmentów różne surrealistyczne, metaforyczne konstrukcje, których widz nie jest w stanie dokładnie zdefiniować. Tematem Częstotliwości Pandory jest, z jednej strony, stwarzanie sobie bezpiecznego otoczenia (bohaterka konstruuje na scenie przestrzeń przywodzącą na myśl dom lub jaskinię), z drugiej – próba podzielenia tożsamości na „dwa ciała”, którą można uznać za metaforę macierzyństwa. Aktorka buduje coraz to bardziej dziwaczne formy, rozkładając i składając na powrót elementy sześcianu. Zza podwyższenia, po którym się porusza, zaczyna wyciągać protezy, na przykład, dłoni i stopy. Bawi się z nimi, tworząc surrealistyczne warianty połączenia dwóch ciał – prawdziwego i sztucznego. Zadaniem widza jest odgadnięcie znaczeń obrazów. Antje Töpfer przykłada do swojego ciała poszczególne protezy – raz jest to dłoń, raz stopa, raz cała ręka. Kiedy możliwe połączenia się wyczerpują, bohaterka zestawia ze sobą fragmenty sześcianu w taki sposób, że zaczynają przypominać waginę, do której następnie wchodzi. Kiedy znajduje się w środku, z tego drewnianego otworu między sześcianami zaczyna wypadać cała lawina różnej wielkości metalowych kulek zasypujących podest, po którym do tej pory poruszała się aktorka. Niektóre z kul są małe, inne całkiem duże. Kiedy aktorka, po tej scenie – mogącej być metaforą porodu – wychodzi z waginy, ostatnia kula wypada z jej ust. Dzięki kulom aktorka będzie mogła rozpocząć proces tworzenia nowego człowieka. Kule są magnesami, które łączą się z sobą nawzajem, a także z namagnesowanymi fragmentami waginy. Za pomocą radia aktorka bada je – każda z kulek wydaje inny dźwięk, tak jakby istniało w nich życie. Kolejna faza tworzenia człowieka to łączenie „urodzonych” przez aktorkę metalowych kul z fragmentami sztucznych kończyn. W trakcie tego procederu aktorka sprawia wrażenie coraz bardziej zafascynowanej. Najpierw powstaje ręka, potem kolejne sztuczne kończyny, które stopniowo zastępują części ciała aktorki. Następnie kobieta zrywa spięte ze sobą nad sceną liny, które zaczynają tworzyć korytarz, a na końcach zwisających sznurów zawiesza metalowe kule. Stara się połączyć przymocowane przez siebie do lin magnesy z fragmentami kończyn, które znajdują się na scenie – stopy, dłonie, ramiona, ale zza podestu wyciąga jeszcze elementy takie jak biodra, miednica, klatka piersiowa. Każdemu magnesowi znajdującemu się na końcu liny odpowiada jakaś część sztucznego ciała. Połączone fragmenty przypominają człowieka, który jednak nie potrafi samodzielnie stać. Aktorka pod sukienką chowa ogromną, metalową kulę – największy magnes, przez co wygląda tak, jakby była w ciąży. Ten „sztuczny brzuch” wkłada do otworu w tułowiu manekina. Tak połączone ciało aktorki i manekina tworzą całość. W miejsce, w którym powinna znajdować się głowa stwarzanego człowieka, aktorka wkłada swoją. Twór wyrasta z żywego ciała, na ten moment stając się jego integralną częścią. Jak płód do życia potrzebuje ciała matki, tak manekin potrzebuje ciała aktorki. Gdy jednak kobieta robi krok do tyłu – manekin ponownie ulega dekonstrukcji – leży na scenie, a luźno porozrzucane fragmenty jego ciała nic nie znaczą. Antje Töpfer niszczy to, co zbudowała. Być może jest niezadowolona ze swojego dzieła. Przed zejściem ze sceny zbiera wszystkie magnesy i chowa je do specjalnego worka wszytego w sukienkę. Następnie zaczyna dziwaczny taniec przypominający salsę. Jego muzyką staje się odgłos ocierających się o siebie nawzajem metalowych kulek. Ruchy aktorki stają się coraz szybsze, aż w pewnym momencie worek pęka i wszystkie kule ponownie się rozsypują. Światło gaśnie, a aktorka zeskakuje z podestu w kierunku publiczności.
Zabawy z członkami manekina, łączenie ich w dziwne formy, które przypominają człowieka, mimo że widzowie zdają sobie sprawę z iluzji, może kojarzyć się z twórczością Hansa Bellmera. Ten surrealistyczny artysta zasłynął ze swojej fascynacji lalkami. Rozkładał i składał na powrót sztuczne dziewczynki, konstrukcja stanowiła preludium dekonstrukcji i na odwrót. Twórcy Częstotliwości Pandory łączą fragmenty sztucznej materii manekina z ludzkim ciałem. Martwy twór ma takie samo prawo do znaczenia, zaznaczenia swojej obecności w spektaklu, jak żywa kobieta. Publiczność obserwuje sceny, podczas których ciało aktorki „miesza się” z ciałem manekina: ten widok jednocześnie przeraża, jest czymś obcym, ale i fascynuje surrealistycznym, niecodziennym pięknem.
Częstotliwość Pandory to spektakl, który nawiązuje do mitu o stwarzaniu człowieka. Pierwsza kobieta, ulepiona przez boga z wody i gliny, przez swój brak roztropności wypuściła na ziemię szczelnie zamknięte zło. Bohaterka spektaklu Antje Töpfer nie jest jednak Pandorą, ale raczej boskim pierwiastkiem, tworzącym nowego człowieka. To, co powstaje jest jednak sztuczną konstrukcją, a nie żywym odbiciem stworzyciela. Ten twór – rozkawałkowany, leżący w rogu sceny – nie musi wywoływać żadnych skojarzeń. Tylko człowiek może nadawać mu różne znaczenia – tym właśnie przez cały spektakl zajmuje się aktorka. |
p i k s e l |