Teatr Przedmieście Rzeszów
Ja jestem Kasia z Heilbronnu
scenariusz i reżyseria: Aneta Adamska, scenografia: Roman Siwulak, muzyka: Maciej Szukała, Jakub Adamski
premiera: 7 września 2014

 

Monika Siara
Anety Adamskiej zabawy z pamięcią

 

Pomysłodawczyni i reżyserka Teatru Przedmieście – Aneta Adamska – wraz z zespołem aktorskim złożonym z jej przyjaciół i krewnych, buduje swoją sztukę z tych intymnych, czasem wstydliwych historii, o których wielu wolałoby zapomnieć.

 

Podstawą literacką spektakli w Teatrze Przedmieście są poszatkowane i mocno zsubiektywizowane adaptacje dramatów i prozy m.in. Olgi Tokarczuk, Wiesława Myśliwskiego, Czesława Miłosza, Szymona An-skiego oraz scenariusze autorskie samej Adamskiej. Reżyserka albo nadaje znanym tekstom nowe sensy, szukając w nich treści bliskich sobie i swojemu zespołowi, albo tworzy scenariusze osnute na kanwie bardzo intymnych wspomnień (na przykład w Obietnicy korzysta z nagranych rozmów ze swoją babką, tworząc spektakl o sobie i o swojej matce). Również najnowszy spektakl – Ja jestem Kasia z Heilbronnu – jest zmaganiem reżyserki z własnymi wspomnieniami. Punktem wyjścia do opowieści przedstawionej w tej produkcji była sztuka Henricha Kleista – Kasia z Heilbronnu. Z mocno przetworzonego pierwowzoru (Adamska kawałkuje, wyrzuca i dopisuje) zachował się jedynie motyw ofiarnej siły miłości, która, zamiast budzić zachwyt, przeraża i staje się niebezpieczna. Na środku sceny stoi przykryty białym obrusem stół, zastawiony kieliszkami z winem, którym widz może się poczęstować przed zajęciem swojego miejsca. Dopiero kiedy gasną światła, a obrus zostaje ściągnięty, okazuje się, że pod obrusem, zamiast stołu, kryje się trumna wykonana z szarego, surowego drewna. Aktorzy podnoszą ją i rozpoczynają dziwaczny, spowolniony pochód. Drewniana skrzynia ponownie zostaje umieszczona w centrum akcji, po prawej stronie znajdują się dwie (prawdopodobnie kościelne) ławki, a po lewej stronie sceny jeden z aktorów gra na gitarze wolną, niepokojącą melodię. Przy trumnie stojącej na środku bawi się mała dziewczynka, jej klocki to jedyne kolorowe elementy w tym szarym, chłodnym świecie. Adamska ubrana w prostą, ciemną sukienkę siada obok sceny i komentuje: „To będzie historia o mnie, ta dziewczyna o kręconych włosach to ja, ale dwadzieścia lat temu”.

 

Widz ogląda opowieść o osieroconej dziewczynce, matce zastępczej i jej wymuszonym macierzyństwie, które nie staje się darem, ale przekleństwem. Aktorów na scenie jest pięcioro: dwóch wujków-dziadków, pan młody, Adamska sprzed dwudziestu lat jako panna młoda i ośmioletnia blondynka w amarantowej sukience. Do tego grona doliczyć należy jeszcze reżyserkę, która, choć zajmuje miejsce poza sceniczną akcją, nie pozostaje biernym obserwatorem równym widzowi, ale staje się głównym podmiotem opowiadanej historii. Zajmując miejsce pomiędzy widownią a sceną, siedząc na krześle pod ścianą, co jakiś czas na nowo odwiedza swoje życie, pojawiając się na scenie.

 

Fabuła spektaklu jest prosta: ośmioletnia dziewczynka traci pewnego dnia rodziców, którzy giną w wypadku samochodowym. Opieka nad nią spada na dziadka, którego egoizm i przyzwyczajenia przesłaniają dobro dziecka. Wybawienie przychodzi w postaci wujka (pan młody), który postanawia przyjąć rolę ojca swojej osieroconej siostrzenicy. W tym momencie rozpoczyna się dramat jego młodej żony (panna młoda – Kasia), która kierując się miłością do męża, rezygnuje ze swoich marzeń i ambicji, z pokorą wchodzi w narzuconą jej rolę, stając się zaraz po ślubie matką ośmiolatki. Reżyserka buduje na scenie kobiecy świat – tylko bohaterki posiadają imiona. Męscy bohaterowie zwracają się do siebie bezosobowo, ta historia ich nie dotyczy.

 

Rzeczywistość konstruowana na scenie to połączenie groteski z melancholią, oniryzmem. Obok przerysowanych, komicznych postaci wujków pojawia się mała dziewczynka. To ona całkowicie dominuje świat dorosłych, traktując ich jak figury, którymi może się dowolnie bawić, ale też sprawiać im ból. Rani przede wszystkim swoją przyszywaną matkę, którą z jednej strony traktuje jak zabawkę mającą spełniać jej rozkazy, a z drugiej jako rywalkę o względy ukochanego wujka – pana młodego.

 

Spektakl można podzielić na trzy części. Na początku dominuje melancholia – osierocona Magda nie zdaje sobie sprawy z zaistniałej sytuacji. Dopiero z czasem zaczyna pojawiać się nuta groteski za sprawą postaci wujków, a po części samej Magdy. Dziecko staje się coraz bardziej nieznośnie – nie przypomina smutnej, zadumanej dziewczynki z pierwszej sceny, ale rozwydrzonego bachora, któremu wszystko się należy. Im bliżej sceny wesela, tym atmosfera spektaklu staje się cięższa, bardziej dwuznaczna. Apogeum następuje właśnie w trakcie tej sceny, kiedy osobą najbardziej pokrzywdzoną staje się Panna Młoda. W dalszych scenach widz obserwuje mężatkę, której nikt nie słucha, nie liczy się z jej zdaniem. Odsuniętą na margines własnego życia, włożoną w formę młodej pani domu, która przecież nie może myśleć o sobie.
Najciekawszą sceną w tym spektaklu jest wesele. Jeden z wujków zdejmując marynarkę, zmienia się w diabolicznego, odrażającego wodzireja i zaprasza wszystkich do wspólnej zabawy, której tłem jest trumna, znajdująca się przez cały czas na scenie. Widzowie siedzą w bezpiecznej odległości od scenicznej akcji, jednak większość z nich trzyma w ręku lampkę wina, tak jakby stali się współuczestnikami biesiady i oczekiwali na wzniesienie toastu za szczęście młodej pary. Adamska sprzed dwudziestu lat to panna młoda w białej sukni, z mężem u boku i dzieckiem, które nie odstępuje jej na krok, powtarzając: „A ja? Ja tu jestem najważniejsza!”. Poproszona przez wodzireja-szatana o wzniesienie toastu, odpowiada: „No ale co ja właściwie mam powiedzieć?”. Panna młoda faktycznie mówi mało, bo nikt nie czeka na niej słowa. W trakcie wesela na scenę wychodzi prawdziwa Aneta Adamska, w czarnej, może żałobnej sukience. Oparta o trumnę, celowo fałszując, śpiewa weselny szlagier. Odchodzi, rzucając krótkie „nienawidzę tej piosenki”.
Spektakl kończy się w momencie, kiedy młode małżeństwo oparte o trumnę próbuje pozwolić sobie na chwilę intymności, przerwaną przez dziewczynkę. Światło zostaje przygaszone, gra cicho muzyka, na scenę wychodzi reżyserka. Zaczyna śpiewać, ale tak jak przy poprzedniej piosence, nie stara się perfekcyjnie wykonywać każdego dźwięku, ważniejszy niż muzyka jest grymas jej twarzy i spuszczony wzrok. Słowa utworu kieruje do siebie sprzed dwudziestu lat – „gdybym mogła wtedy napić się ze sobą wina, usiąść, porozmawiać […]”, jednak ten dialog nie może dojść do skutku. Nie wiadomo też, co dokładnie reżyserka chciałby powiedzieć sobie samej – byłyby to słowa wsparcia czy przestrogi? Nie da się zmienić przeszłości, na nowo układając sobie życie. Pojawia się pytanie o to, kto leży w trumnie stojącej na scenie? W spektaklu widoczne są inspiracje i bezpośrednie odwołania artystyczne. Sceniczne obrazy Adamskiej wyraźnie nawiązują do malarstwa Witolda Wojtkiewicza – groteska przeplata się w nich z liryzmem. Charakterystyczne dla twórczości artysty figury klaunów i dziecka znajdują odbicie w scenach, kiedy groteskowi wujkowie starają się rozbawić Magdę. Najważniejszym punktem odniesienia, zarówno w tym spektaklu, jak i w pozostałych, jest dla twórców Teatru Przedmieście Teatr Śmierci Tadeusza Kantora. Obecność Adamskiej na scenie ma jednak wymiar jednoznacznie osobisty – reżyserka przeprowadza widzów przez fragment swojego życia.

 

Choć w spektaklu dominuje bardzo prywatna perspektywa, to jednocześnie można odczytywać go na planie bardziej ogólnym. Adamska pokazuje bowiem sytuację, w której wplątanie kobiety w stereotypową rolę opiekunki ogniska domowego staje się równoznaczne z próbą pozbawienia jej własnej osobowości. Sens figury dziecka, uważanego często za symbol małżeńskiego szczęścia, zostaje odwrócony. To właśnie dziecko jest tutaj tym, co wprowadza zamęt, odbiera radość i marzenia.

p i k s e l