Sztuka dokumentu. 20 lat Ośrodka Teatru Ósmego Dnia
Kapłana Błaznem
czytanie tekstu Cezarego Wodzińskiego, reżyseria: Janusz Opryński
premiera: 19 listopada 2012
Ufam Tobie
na podstawie reportażu Romana Daszczyńskiego i Pawła Wiejasa Grzech ukryty w Kościele, adaptacja: Małgorzata Sikorska-Miszczuk, reżyseria: Marcin Liber
premiera: 23 listopada 2012
Do Władzy Wielkiej i Sprawiedliwej
scenariusz i reżyseria: zespół Teatru Ósmego Dnia, współpraca: Paulina Skorupska, oprawa plastyczna: Jacek Chmaj
premiera: 24 listopada 2012
Marta Seredyńska
Przeczytany Jubileusz
Rok 2012 był dla Teatru Ósmego Dnia szczególny, ponieważ przypadła wtedy dwudziesta rocznica otwarcia siedziby teatru przy ulicy Ratajczaka 44. Od początku swojego istnienia przestrzeń ta miała być zarówno miejscem prezentacji projektów Teatru Ósmego Dnia, jak i pokazów spektakli innych twórców z Polski i z zagranicy, warsztatów czy paneli dyskusyjnych. Organizowano tam również czytania, pokazy filmów dokumentalnych, słuchanie radiowych reportaży. „Ósemki” uczciły jubileusz, podejmując najważniejsze wątki swojej działalności. W pierwszej połowie roku publiczność mogła oglądać stworzone przez ten zespół spektakle dokumentalne (między innymi Osadzeni. Młyńska 1) oraz uczestniczyć w spotkaniu z Arturem Domosławskim. W listopadzie zaś zrealizowano projekt pod tytułem Sztuka dokumentu, rozpoczęty pokazem filmu i wystawą na temat działalności Teatru Ósmego Dnia oraz spotkaniem z cyklu „Radio w teatrze”. Kulminacją były natomiast trzy czytania performatywne, przygotowane przez gospodarzy oraz zaproszonych gości.
Janusz Opryński zrealizował esej filozoficzny Cezarego Wodzińskiego Kapłana Błaznem. Autor napisał ten tekst kilka tygodni po katastrofie smoleńskiej, lekarstwem na patos polskiego życia publicznego czyniąc przede wszystkim śmiech. Na scenie przy jednym stole zasiedli Ewa Wójciak i Tadeusz Janiszewski. Aktorzy nie starali się stworzyć konkretnych postaci, lecz po prostu czytali tekst. Za nimi na ekranie wyświetlano portrety osób, o których w danej chwili mówili (między innymi Heidegger, Kant). Reżyser postawił na prostotę, na akt czytania, nastawiony na słowo i jego odbiór. Z kolei Do Władzy Wielkiej i Sprawiedliwejto eksperyment teatralny przygotowany przez Teatr Ósmego Dnia. Inspiracją dla autorów scenariusza stały się informacje prasowe na temat rosnącej liczby donosów-anonimów, a także książka Barbary Engelking Szanowny Panie Gestapo, w której możemy znaleźć donosy pisane przez Polaków do Gestapo w okresie wojny. Za pomocą tych materiałów poznańscy artyści chcieli pokazać ludzką skłonność do szpiegowania i dobrowolnej działalności konfidenckiej. Aktorzy, rozmieszczeni w dwóch punktach na scenie, czytali teksty, zderzając przeszłość z teraźniejszością.
Największe wrażenie robiło jednak czytanie wyreżyserowane przez Marcina Libera, które z pewnością mogłoby posłużyć jako baza do stworzenia pełnowymiarowego spektaklu. Ufam Tobie to przygotowana przez Małgorzatę Sikorską-Miszczuk adaptacja reportażu Romana Daszczyńskiego i Pawła Wiejasa Grzech ukryty w Kościele, opublikowanego w 2008 roku w „Dużym Formacie”. Dotyczył on sprawy księdza Andrzeja, dyrektora ogniska dla trudnej młodzieży w Szczecinie, podejrzanego o molestowanie swoich podopiecznych. W ramach pokazu dochodzi do konfrontacji dwóch środowisk – kościelnego, z biskupami Stefankiem i Kamińskim na czele, oraz osób pokrzywdzonych – ofiar księdza pedofila.
Punktem centralnym przestrzeni jest długi stół, nakryty białym obrusem, przy którym znajduje się trzynaście miejsc. W tle wyświetlony zostaje obraz Jezusa. Po chwili gaśnie światło. Oglądamy fragment Złego wychowania Pedro Almodóvara: Ignacio na plaży z księdzem Manolo (który molestuje chłopca, doprowadzając go tym do samobójstwa). Jest to pewnego rodzaju wstęp do dyskusji, jaka za chwilę się zacznie, prezentacja problemu, z którym będziemy mieć do czynienia. Poprzez filmowy fragment podkreślona została też niewinność ofiar – widzimy bowiem małego chłopca, który nie jest w stanie obronić się przed wyrządzanym mu złem.
Kiedy światło się zapala, przy stole siadają aktorzy – każdy przy kartce ze swoim nazwiskiem. Jest ich dwunastu, tak jak dwunastu apostołów czy dwunastu sędziów przysięgłych. Mamy wrażenie, że powracamy do początków Kościoła, uczestniczymy w Ostatniej Wieczerzy – tyle, że bez Jezusa, obecnego przez całe czytanie jedynie na multimedialnej projekcji obrazu, który oglądaliśmy przed wyświetleniem filmowego fragmentu. Jego wyeksponowane na środku miejsce przy stole pozostaje puste. Za to na środku stołu położono duży okrągły chleb. Oczekujemy, że za chwilę Jezus się zjawi i zacznie się nim dzielić, wprowadzając pojednanie wśród obecnych. Taki moment jednak nie następuje.
Na skraju stołu siedzi Krzyś-samobójca (Mariusz Zaniewski). Jego miejsce, jako jedyne, nie zostaje podpisane imieniem i nazwiskiem aktora, Krzyś-samobójca twierdzi bowiem, że jest reżyserem tego przedsięwzięcia. Na początku prosi towarzyszy, by się przedstawili, proponując jednocześnie popularną zabawę integracyjną w powtarzanie imion. Podczas tej prezentacji każdy odwraca stojącą przed nim kartkę – w ten sposób nazwiska aktorów zastępowane są nazwiskami postaci. Aktorzy nie są ucharakteryzowani. Wyglądają naturalnie, jakby to była jedynie próba, podczas której nie muszą się przebierać się w kostiumy. Jedynym wyróżnikiem stają się tutaj koloratki, jakie do świeckich ubrań na początku opowieści postaci zakładają aktorzy grający księży. Dopiero w czasie tej prezentacji okazuje się więc, że z jednej strony stołu siedzą ofiary, z drugiej zaś oprawca i jego obrońcy. W grupę tworzącą na początku rodzaj wspólnoty wdziera się konflikt. Stopniowe ujawnianie tego podziału (odsłanianie imion postaci, zakładanie koloratek) wydaje się sugerować, że dyskusja, jaka zostaje podjęta w czytaniu, bardzo długo pozostawała w ukryciu.
Kiedy już każdy z bohaterów przedstawi się, Krzyś-samobójca oznajmia, że czekamy jeszcze na Jezusa, który uprzedził go w SMS-ie, że się spóźni. Nie przeszkadza to jednak w rozpoczęciu konfrontacji. Mamy wrażenie, jakbyśmy naprawdę uczestniczyli w próbie teatralnej. Krzyś-samobójca świetnie sprawdza się w roli reżysera – co chwila przerywa akcję i prosi aktorów o inne akcentowanie słów, lub wyjaśnia im, jak mają się zachowywać. To on jest odpowiedzialny za to, w jakiej kolejności będą się wypowiadać, może ją dowolnie zmieniać, co niesie za sobą także ryzyko manipulacji na korzyść pokrzywdzonych. Jednak swoje stanowiska powinni zaprezentować wszyscy, dlatego na początku do głosu dopuszczona zostaje strona kościelna, twierdząc, iż o żadnym wykorzystaniu seksualnym nie może być mowy, a ksiądz Andrzej jest niewinny. Napięcie wzrasta, kiedy zaczynają się wypowiadać ofiary: Ryszard, Kazik, Eryk, Szczepan. Każdy z nich wychodzi na środek i opisuje kontakty intymne z księdzem Andrzejem, które na zawsze zmieniły ich życie. Chłopcy, którym została wyrządzona krzywda, dziś są już dorośli. Próbują żyć zwyczajnie i przepracować traumę z przeszłości. Tej możliwości nie ma natomiast Krzyś-samobójca. Okazuje się, że on również był jedną z ofiar księdza Andrzeja. Podobnie jak w reportażu, nie dowiadujemy się o nim niczego więcej. Nie opowiada nam o sobie, bardziej czuje się inscenizatorem całej sytuacji. Wyraźnie widoczne jest tu więc oddzielenie go od postaci żyjących. Liber podkreśla w ten sposób, że tylko ci, którzy żyją, mają możliwość zabrania głosu i mogą dochodzić swoich racji.
Opowieści pokrzywdzonych przerywane są wyjaśnieniami ze strony duchownych. Marcin Liber zdecydował się pokazać nie tylko negatywny wymiar Kościoła. Mamy tu bowiem długie i szczegółowe „zeznanie” księdza Marcina Mogielskiego (Mateusz Ławrynowicz), który domagał się, by ujawniono fakty na temat księdza-pedofila.
Po serii oskarżycielskich opowieści głos zabiera sam ksiądz Andrzej (Piotr Zawadzki). Oczywiście nie przyznaje się do winy, bo wcale nie uważa, że zrobił coś złego. Broniący go biskupi proszą natomiast o to, by nie nagłaśniać sprawy i nie szkodzić w ten sposób Kościołowi. Zachowanie dobrego wizerunku jest dla nich najważniejsze.
Marcin Liber porusza trudny, niewygodny, przez lata ukrywany temat. Skłania nas przy tym do zachowania dystansu wobec autorytetu, jakim przez lata cieszyła się władza kościelna. „U nas nie ma poważnej debaty o Kościele – w teatrze, w filmie” – mówi Krzyś-samobójca. W opisie projektu Sztuka dokumentu czytamy, że czytanie Libera to „początek drogi, która doprowadzić ma do powstania pełnowymiarowego spektaklu o obliczach polskiego Kościoła”. Czyżby Ufam Tobie miało taką debatę rozpocząć? Performatywne czytanie zbliża się ku końcowi, jednak Jezus wciąż nie przychodzi. Atmosfera wyczekiwania gęstnieje, lecz Jezus nie odbiera telefonów, nie odpowiada na SMS-y. W pewnym momencie Krzyś-reżyser przerywa akcję i proponuje, by w takim razie każdy wypowiedział jakiś „cytat z Jezusa”, skoro On sam się nie zjawia. Miałoby to być zadośćuczynienie za brak Jego obecności. Jezus traktowany jest tu jako ten, który miał rozsądzić spór, pokazać, która ze stron miała rację. Odwołanie do Ostatniej Wieczerzy miałoby więc służyć zwróceniu uwagi na problem wspólnoty we współczesnym Kościele, traktowanym przez samych duchowych jedynie jako instytucja. Nie ma w niej miejsca dla Boga, dlatego też Jezus nie pojawia się fizycznie w Ufam Tobie. Sami musimy poradzić sobie z rozwiązaniem problemów, opowiedzieć się po jednej ze stron. Kiedy w finale scena pustoszeje, dzwoni telefon. To ostatnia nadzieja na to, że dowiemy się, jak należy postąpić. Tylko co powiedziałby nam Jezus? Nie dowiemy się tego, bowiem na scenie nie ma już nikogo, kto mógłby podnieść słuchawkę… |