Antonina Grzegorzewska

gwizd

 

 

 

Jerzy Grzegorzewski

REKONSTRUKCJE.

WYBRANE ADAPTACJE PROZY Z LAT 1963–2005

pod redakcją Ewy Bułhak i Mateusza Żurawskiego,

Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego,

współpraca wydawnicza: Teatr Studio im. Stanisława Ignacego Witkiewicza,

Teatr Narodowy, Warszawa 2018


Muminek stał jeszcze i patrzył w górę na zielony dach z liści. Wyglądało tu jak w domu, jak w Dolinie Muminków. Pogwizdywał sobie i zastanawiał się, skąd by wziąć drabinkę sznurową. Ale ledwo zaczął gwizdać nadbiegła Emma.
– Przestań gwizdać! – krzyknęła.
– Czemu? – spytał Muminek.
– Gwizdanie w teatrze oznacza nieszczęście – powiedziała Emma cicho. – Nawet tego nie wiecie!
Mrucząc i potrząsając miotłą wsunęła się między cienie.
Przez chwilę patrzyli na nią niepewnie i było im jakoś nieswojo.

 

Następny rozdział cytowanej książki Lato Muminków nosi tytuł O tym, jakie są skutki gwizdania w teatrze. I na tym właśnie wątku chciałabym się zatrzymać. Tove Jansson przedstawiła następstwa gwizdania w teatrze w historii Muminków, ja chciałabym to zrobić w odniesieniu do Jerzego Grzegorzewskiego. I choć pozornie krotochwilny początek tego wystąpienia może zapowiadać żartobliwe ujęcie tematu, traktuję go jak najbardziej serio. Teza, którą chcę przedstawić, jest właściwie potwierdzeniem zasadności przesądu: gwizdanie w teatrze JEST zwiastunem nieszczęścia. W przypadku spektakli Grzegorzewskiego stanowiło ono figurę złowrogiej zapowiedzi, przeczucia śmierci. Ostatnim bowiem dźwiękiem, który rozległ się ze sceny w zrobionym krótko przed śmiercią przedstawieniu On. Drugi Powrót Odysa – był gwizd. Był to jednak gwizd, który miał rodowód. I właśnie tę jego linię genealogiczną chciałabym wyłowić.
Nie będę więc mówić o gwizdaniu melodii, gwizdaniu, które należy do tkanki muzycznej spektaklu. Takie gwizdanie jest, oczywiście, różnorodne, ma zróżnicowany ładunek emocjonalny i współtworzy dramaturgię, jest jednak nośnikiem muzycznym, stanowi ekwiwalent śpiewania. Należy do innego porządku, do świata nut. Stanowi więc rodzaj uwodzicielskiej sztuczki, która ma zmylić przesąd.
Nie będę mówić o wygwizdywaniu, sadystycznej uciesze mściwej publiki.
Nie będę też analizować gwizdania nawołującego, rozkazującego, takiego jak gwizdanie policjanta Browna z Opery za trzy grosze, czy wojaka z Sędziów, ponieważ jego podwójna funkcja, wołania, zaznaczania swojej obecności przez bohatera sztuki i jednoczesnego prowokowania przesądu jest bezwiedna, jak by powiedział mój ojciec: jest figurą jeden do jednego.
Tematem mojego wystąpienia nie będzie też gwizd, który kamufluje utratę pamięci, jest zręcznym wybrnięciem z sytuacji, gdy zapomina się tekstu piosenki.
Gwizdanie, na którym chcę się tu skupić, jest absolutnie bezkompromisowym wodzeniem przesądu na pokuszenie, niebezpieczną grą. Jest aroganckie, właściwie jest rodzajem przedśmiertnej modlitwy, zakłada, że nieszczęście się wydarzy i jest tego nieszczęścia zwiastunem. Chcę więc mówić o gwizdaniu katastroficznym.

 

Taki mi się snuje dramat, groźny, szumny, posuwisty jak polonez; gdzieś z kazamat jęk i zgrzyt, i wichrów świsty.

 

Właśnie te świsty wichru, o których pisze Wyspiański, są prototypem gwizdu, który spróbuję wypreparować ze spektakli Grzegorzewskiego. Przywołany cytat z Wesela kończył przedstawienie La Bohème i był parokrotnie śpiewany przez siedzących w dekadenckiej kawiarni bohaterów spektaklu. W miarę jak wersety cichły, światło ciemniało. Aż do ostatniego przebiegu, gdy gasło zupełnie. Tę ostatnią scenę La Bohème i przywoływany świst wiatru uznałabym za motto dzisiejszej wypowiedzi.
Tak zwana ludzkość w obłędzie, a konkretnie jej wersja krakowska z 1992 roku, otwiera ten smutny przegląd. Wydaje mi się symptomatyczne, że jest to akurat spektakl stanowiący esencję, czy – stosując świetne określenie, zaproponowane przez Janusza Majcherka – summę tekstów Witkacego. Scena z przeciągłym gwizdem, złowrogim jak mgła czy wycie psów, gwizdem, który tworzy lepką tkankę, a jest tłem do monologu Tefuana, przypomina o samobójczym strzale w skroń Witkacego i jednocześnie otwiera Grzegorzewskiemu śmiertelny trakt. Nie bez przyczyny w scenariuszu Drugiego Powrotu Odysa pojawiają się te fragmenty z Onych Witkacego, które wykorzystał Grzegorzewski w Tak zwanej ludzkości w obłędzie, choć pojawiają się już w formie bardzo szczątkowej, jako rodzaj echa. Tefuan, grany przez Jana Nowickiego, roztacza swoje wizje nowej sztuki, którą będzie się wdrażać w życie po uprzedniej likwidacji starej. Złowrogie tło, jakby zapowiedź ponurego wiatru historii, jest emanacją lęku, samospełniającą się przepowiednią, czy jak kto woli – zapowiedzią realizacji przesądu o nieszczęściu, które wydarzy się, gdy na scenie rozlegnie się gwizd. Tu mamy do czynienia z gwiżdżącym chórem, zapłata będzie więc ostatecznego kalibru, trzeba na nią jedynie zaczekać. Grzegorzewski miał jej świadomość, ale umiał ją odwlekać, być może przy pomocy zabiegów obwarowanych innymi, bardziej pozytywnymi przesądami teatralnymi, które niwelowały skutki gwizdania. Chyba tylko tak można wyjaśnić fakt, że Tak zwaną ludzkość w obłędzie od Onego. Drugiego Powrotu Odysa dzieli trzynaście lat. Nie będę już tego interpretować w kontekście przesądów…
„Niszcząc teatr, niszczę cię zupełnie. Niszczę ciebie, bo cię kocham i żyć bez ciebie nie mogę! Bądź przeklęta!” – mówi Tefuan do Spiki. Odys z Onego. Drugiego Powrotu Odysa także znajduje się w chwili wewnętrznego bankructwa, zaprzeczenia, odrzucenia wszystkiego. „Tu mnie nie znajdzie nikt” – i rozlega się pierwszy gwizd. „Cmentarze. Ścierwem cuchnie pustkowie.” „Zabiłem wszystko. Wszystko odepchnąłem. Przeklęta myśl.” I znowu dziwny gwizd. Tefuan w przedstawieniu z 1992 roku ogłasza bankructwo starego świata, aby wdrażać nową rzeczywistość, w którą wierzy. W sensie scenicznym gwizd chóru w tle zwiastuje brak litości dla przedstawicieli starego porządku. Negacja Odysa z 2005 roku nie ma perspektyw. „Nic. Nic poza mną. Nic przede mną” mówi. I znowu rozlega się gwizd, gwizd będący pajęczą nicią, łączącą stary lęk z nowym. Jest to już właściwie gwizd płynący z zaświatów. Śmierć jest brakiem powietrza. Gwizdanie jest powietrzem. Gwizdanie w obliczu śmierci jest reanimacją.
W Sędziach gwizdanie jest narzędziem bluźnierstwa, dominacji i deprawacji Natana. W rozmowie z Joasem zderzone zostają dwie skrajne postawy: dobro i czystość ze złem i gwałceniem świętości, którego dopuszcza się wobec niewinnego brata Natan. Każda kontra kończona jest fanfaronadą gwizdu, gwizdu demonicznego. Natan podważa świętość Jeruzalem, świętość proroków, właściwie występuje przeciwko Bogu. Joas zaś boi się jego gwizdu, zatyka uszy.

 

Natan: Myślisz ty, że Bóg tobie gada?
Joas: Że Bóg przeze mnie ostrzega przed karą, co późna spada.

 

I dalej: „Natan: Każdy dla siebie żyje, słabszy pada!”. I znowu Natan bluźnierczo: „Są prorocy nowi, którzy więksi niż Dawid!”.
Gwizd wydobywany z ust za pomocą palców jest sadystyczną figurą ranienia uczuć niewinnego Joasa, ma na celu całkowitą deprawację i głęboki gwałt na uczuciach, wierze, dziecięcej ufności.

 

Natan: Wytrącili harfę Dawidowi!

 

Joas też próbuje gwizdać, ale wydaje tylko suche dźwięki, przypominające ciężki gruźliczy oddech. „To są, bracie, prorocy przeklęci” mówi załamany. W strukturze, którą chciałabym tu zarysować, a którą nazwałam linią genealogiczną gwizdu Odysa z przedśmiertnego przedstawienia mojego ojca, bezgłośny gwizd Joasa, jako fizjologiczny akt rozpaczy po nagłej utracie wszystkiego, w co się wierzyło, upadku z piedestału wszystkich świętości, ten właśnie gwizd nieudany, jest istotnym elementem. To właśnie on jest reanimacją, tym powietrzem, którego się nie marnotrawi. Ordynarny gwizd Natana zaś stanowi wywołanie tematu, jest sygnałem dla przesądu – tak jak i gwizd Juklego z tego samego spektaklu, zachęcający nieświadome dziewczęta do rozwiązłego tańca (gwizdy Natana w scenach z piwem, dziewczętami i Juklim są szatańskim podszeptem prowadzącym dziewczęta do burdelu). Jednak to bezgłośny gwizd Joasa otwiera porządek metafizyczny, otwiera przesądowi drogę ze sceny i teatru ku realnemu życiu i umożliwia mu zbieranie śmiertelnego żniwa.
Kiedy Natan pochyla się nad Jewdochą, mówiącą „nie rusz mnie”, szepcze jej do ucha „ciiichooo”jakby gwizdał. Ta subtelność również kwalifikuje to przeciągłe, złowrogie, z jednej strony groźne, z drugiej uspokajające „ciiichooo”do grupy gwizdów wywołujących nieszczęście. On. Drugi Powrót Odysa był tym syczącym „ciiichooo”, w którym zawiera się wyrok śmierci, tej, jak mówi w spektaklu Jan Englert, „prawdziwej”.
Warto podkreślić, że to „nieszczęście” wywołane gwizdaniem pojawia się również w samej sztuce teatralnej, w samym spektaklu, nie przestaje nam towarzyszyć ta dychotomia między teatrem i życiem poza nim. W Onym. Drugim powrocie Odysa przestała ona istnieć zupełnie, przenosząc porządek prywatny na scenę, lub, jak kto woli, niszcząc życie prywatne wszechobecnością theatrum. To, co spotkało mojego ojca po premierze Onego. Drugiego Powrotu Odysa ze strony recenzenta najbardziej poczytnej gazety, to skrajne upokorzenie recenzją Artysta jest bardzo chory, było karą za gwizdanie, taką karą wulgarną, ordynarną, nie dającą się, jak śmierć, wpleść w żaden romantyczny dyskurs. Tym dotkliwszą, że wychodzącą ze strony człowieka niemającego zielonego pojęcia, o czym i o kim pisze. Ten jego tekst, oraz tego tekstu kontekst, oraz odpowiedź mojego ojca – śmierć, stanowi dla mnie, jako córki, traumę. Przywołuję go więc w kontekście dzisiejszego referatu – GWIZD. Tekst owego recenzenta należy do tego gwizdu Natana. Śmierć Grzegorzewskiego – w odpowiedzi – jest pochodną gwizdu Joasa. To rozróżnienie można by zrobić również w odniesieniu do Onego. Drugiego Powrotu Odysa – haniebny atak recenzenta wywołała scena, w której jeden z żołnierzy w hitlerowskim mundurze wydaje ostre komendy za pomocą srebrnego gwizdka, zaś śmierć reżysera w sposób oczywisty wiąże się z gwizdem występującym przy słowach Odysa: „Tu mnie nie znajdzie nikt”.
Jednym z bardziej klasycznych przesądów morskich dotyczących gwizdania jest ten, który upatruje w gwizdaniu wezwania wiatru. W teatrze gwizd zwiastuje nieszczęście, na pokładzie statku zaś może okazać się zbawienny, może bowiem uratować żaglowce przed postojem na środku mórz, gdzie, cytując Odysa: „Nic. Nic poza mną. Nic. Nic przede mną”.
Trajektorie parowców nie zależą od kaprysu wiatru, to silne tchnienia pary uruchamiają dynamikę statku. Wzywają pasażerów buczeniem syreny. Okrętowa syrena jest dalekim krewnym gwizdu, to nośnik nadziei przed długą międzykontynentalną podróżą.

 

W trakcie arii podnosi się jasny horyzont w głębi sceny. Odsłania tylną ścianę i galerię, z dwiema ukośnymi ogromnymi rurami, podobnymi do kominów parowca.

Rozlega się, najpierw cicho, potem coraz głośniej, buczenie syren okrętowych, nakładające się na śpiew solistki.

 

Zacytowany tu fragment scenariusza Halki Spinozy otwiera perspektywę dalekiej podróży, która rozgrywa się już poza sceną, podróży przez dalekie morze, ku lepszemu światu, w którym przesądy tracą swoją złą moc. Po raz pierwszy motyw pasażerów wchodzących na pokład wykorzystał Grzegorzewski w zakończeniu swojej wrocławskiej Ameryki, tam także aktorzy teatru Oklahomy wchodzili na statek, przyzywani przez okrętową syrenę. Ważne jest, że głośna syrena okrętowa rozlega się także w Onym. Drugim Powrocie Odysa i następuje to w chwilę po wybrzmieniu przejmującego utworu: „Przyjdzie śmierć i ta śmierć będzie mieć twoje oczy”. W czasie gdy buczy syrena, „Odys leży na scenie na wznak z rozłożonymi ramionami”. Zostaje w miejscu, w którym gwizd ma złe konsekwencje, na teatralnej scenie, być może syrena okrętowa wydaje mu się równie zgubna jak syrena­‍-kobieta… Po wejściu na statek gwizdanie oznacza już tylko pomyślne i szczęśliwe wiatry, Odys nie odpowiada jednak na to wezwanie.
W Halce Spinozie jeden z bohaterów, ekscentryk zakopiański, nazwany symptomatycznie KAROL JERZY WĘGORZEWSKI, mówi do odjeżdżających: „Zobaczymy się w Oklahomie”. Ostatniej scenie, tak Ameryki, jak i Halki Spinozy, tuż po buczeniu/gwiździe syren rozlega się pożegnalny śpiew przy dancingowym akompaniamencie pianina:

 

Zobaczymy się w Oklahomie.
To wcale nie tak trudno
znaleźć się tam...
Zobaczymy się w Oklahomie.
To wcale nie tak trudno
znaleźć się tam...

 

I właśnie nadzieją na to spotkanie w Oklahomie chciałabym zakończyć swoje dzisiejsze wystąpienie.

 

Referat został wygłoszony przez autorkę w Teatrze Studio, 21 stycznia 2019 roku, z okazji premiery ostatniego tomu scenariuszy Jerzego Grzegorzewskiego.