Joanna Targoń po premierze
Teatr Polski we Wrocławiu Adam Mickiewicz DZIADY reżyseria: Michał Zadara, druga reżyserka: Marta Streker, dramaturgia: Daniel Przastek, scenografia: Robert Rumas, kostiumy: Julia Kornacka i Arek Ślesiński, światło i wideo: Artur Sienicki, muzyka: Maja Kleszcz i Wojciech Krzak (części I, II, III i IV oraz wiersz Upiór); Jan Duszyński (scena Balu w Dziadów części III); Jacek „Budyń” Szymkiewicz (Dziadów części III Ustęp i Objaśnienia), choreografia sceny Balu w Dziadów części III: Romana Agnel, pianistka i korepetytorka (Dziadów część III), kierowniczka muzyczna (Dziadów części III Ustęp i Objaśnienia): Justyna Skoczek, premiera całości: 20 lutego 2016
Rzadko zdarza się coś takiego w teatrze: spektakl, który jest świętem, ekscytującym wydarzeniem, żywiołem angażującym widzów, aktorów, cały teatr. Można było się, co prawda, tego spodziewać, kolejne części Dziadów Michała Zadary były przecież gorąco przyjmowane i gromadziły komplety widzów. Tym razem jednak zapowiedziano spektakl, który miał być wyczynem – dla wszystkich. Całe Dziady, każde słowo napisane przez Adama Mickiewicza w zbiorze pod tym tytułem, łącznie z autorskimi przypisami. Czternaście godzin w teatrze to nie w kij dmuchał. Widziało się już, co prawda, długie przedstawienia, więc wiadomo, że da się je wytrzymać, bo czas płynie wtedy inaczej (pod warunkiem, że spektakl jest dobry; na złym wydaje się rozciągać w nieskończoność). Ale tu było inaczej, także dlatego, że teatr potraktował Dziady wyjątkowo, zadbał o widzów i otoczył ich opieką. Przewidziano przerwy na obiad i kolację, zapewniono zniżki w okolicznych knajpkach, dawano darmową kawę, bileterzy nie żądali okazywania biletów po przerwach, twierdząc, że pamiętają każdego z widzów, rozdawali też rozpisane na godziny i minuty harmonogramy, by widzowie wiedzieli, co ich czeka, i czuli się bezpiecznie. Teatr jako instytucja przyjaźnie wychylił się w stronę widowni, a widownia przyjaźnie wychyliła się w stronę teatru. Żywe reakcje w czasie spektaklu były spowodowane nie tylko jego artystyczną stroną, ale i chęcią wsparcia artystów biorących udział w czymś przekraczającym zwykłą miarę. Gdy Bartosz Porczyk gdzieś około pierwszej w nocy, podczas gigantycznego monologu Gustawa w IV części, na moment znikł za domkiem księdza i wyłonił się z pojemnikiem soku w dłoni, a potem z przepraszającym uśmiechem łyknął i kontynuował monolog, widownia odetchnęła z ulgą. Uda się, uda, aktorowi tylko na chwilę zaschło w gardle, opowie o swojej miłości do końca… Gdy o wpół do trzeciej w nocy Dziady się skończyły, widownia poderwała się do dziesięciominutowej owacji. Sala była wypełniona do końca – i nie czuło się znużenia czy znudzenia. Każdy z widzów miał pewnie chwile słabości i podrzemywał, ale było to jakoś wpisane w odbiór spektaklu, zwłaszcza że i na scenie (w Ustępie III części Dziadów) pokazywano ukołysanych Mickiewiczowskim wierszem aktorów. W scenicznych dziejach Dziadów nie brakowało wspólnoty – oczywiście najlepszym przykładem jest spektakl Dejmka i jego reperkusje (o czym przypomina plakat wrocławskiego spektaklu – archiwalna fotografia studenckiego wiecu po odwołaniu Dziadów), ale też spektakl Swinarskiego z jego totalnym zawłaszczeniem teatralnego budynku i widowni. Jednak wspólnota, która utworzyła się na Dziadach Zadary, była inna – bardziej prozaiczna, wynikająca z samego podjęcia wspólnego wyzwania zagrania i obejrzenia całości. Zadara przecież nie obiecywał, że jego Dziady dadzą nam wskazówki, jak żyć w trudnych czasach, dostarczą metafizycznych wzlotów i uniwersalnych prawd, lustra, w którym moglibyśmy się przejrzeć. Wręcz przeciwnie – studził te oczekiwania. Dziady w całości miały być tylko Dziadami w całości, bo nigdy do tej pory takich w teatrze nie było. Ten prosty – można nawet powiedzieć: belferski – pomysł zapoznania publiczności z dziełem Mickiewicza okazał się świetnym wehikułem tworzenia wspólnoty. Oczywiście, promocja Dziadów była wzorowa, ale o ile promocja może przyciągnąć widzów do teatru, o tyle raczej nie jest w stanie sprawić, żeby spędzili w nim kilkanaście godzin i w dodatku żywo reagowali. Zadara w ogóle jest zwolennikiem prostych, prozaicznych, dosłownych rozwiązań, na granicy naiwności, co irytowało wielu krytyków (Piekutowa, Węgrzyniak, Prussak), narzekających na ignorowanie przez reżysera choćby różnicy w dzisiejszym i XIX-wiecznym rozumieniu słów. „Śpiewak” dla Zadary to śpiewak – dla Marii Prussak (za słownikiem Lindego) również poeta. Na próżno Rafał Węgrzyniak przypominał, że to sam Mickiewicz w przedmowie do francuskiego wydania Dziadów zaprojektował kolejność części (I, II, IV, III) i pisał o bohaterze je spajającym. Zadara woli swoją prostą lekturę. O ile realizując poszczególne fragmenty dramatu, Zadara szedł za utrwaloną tradycją – pierwszy spektakl to część I, II, wiersz Upiór i część IV, drugi – część III, to realizując całość postanowił uszeregować części nie według tradycji, ale w kolejności numerów. I tak, w kolejności: Dziady. Widowisko – część I, Wiersz Upiór i Dziadów część II, Dziadów część III, Dziadów części III Ustęp, Objaśnienia, Dziadów część IV. Skutków takiej lektury jest kilka: po pierwsze, nie ma logicznego rozwoju postaci Gustawa-Konrada (nie bardzo nawet mamy pewność, że to ta sama osoba), skoro najpierw jest on Konradem, a Gustawem dopiero w finale. Kochanek Maryli nie staje się kochankiem ojczyzny. Po drugie, Gustaw-Konrad (czyli, ostrożniej, postać, którą gra Bartosz Porczyk) na skutek wprowadzenia ogromnych połaci zwykle wykreślanego tekstu (choćby niedramatycznego Ustępu) przestaje być głównym bohaterem Dziadów. Bohaterem jest tu raczej zbiorowość, wspólnota, której Gustaw-Konrad jest członkiem (bardziej może elokwentnym niż inni) – również wspólnota aktorów. To efekt zaskakujący, dobrze pokazujący strategię reżysera, który wielokrotnie mówił o tym, że Dziadów nikt nie czyta, że poznaje się je poprzez szkolne interpretacje, fałszujące obraz utworu Mickiewicza, albo poprzez inscenizacje, skracające go i kondensujące. Prosta lektura Zadary (od I do IV) podważa te interpretacje, pokazuje, ile w nich uzurpacji, choćby w próbach stworzenia logicznego rozwoju Gustawa-Konrada. |
p i k s e l |