Agnieszka Dauksza

nie wszystko złoto, co się świeci.

o nadużywaniu słów na „a”

 

 

LEKSYKON ARCHIWUM AFEKTYWNEGO

kuratorzy: Giulia Palladini, Marco Pustianaz, redakcja: Katarzyna Tórz,

tłumaczenie: Joanna Diduszko, Maciej Kositorny, Ewa Młodecka, Ewa Palka, Joanna Pomorska,
Dorota Semenowicz, Marzenna Maria Smoleńska, Jan Stachowski, słowo/obraz terytoria,
Narodowy Instytut Audiowizualny, Gdańsk – Warszawa 2015


Czy można zamówić afekt? Wątpliwość nabiera realnych kształtów podczas lektury Leksykonu archiwum afektywnego, publikacyjnej inicjatywy dwojga kuratorów: Giulii Palladini i Marco Pustianaza. Duet proponuje czytelnikowi konfrontację z pracami dwudziestu pięciu różnojęzycznych badaczy, artystów, pisarzy, kuratorów, słowem – czynnych twórców oraz użytkowników archiwów. Autorskie opisy/wizualizacje zostały przygotowane specjalnie na cele tego przedsięwzięcia wydawniczego, powstały w ojczystych językach twórców i nie były wcześniej publikowane. Kolejnością ich występowania nie rządzi żadna konkretna reguła, Palladini i Pustianaz mówią wprost o asocjacyjnej organizacji tomu. Tytuły – zapisane zarówno w języku polskim, jak i oryginalnych – mają na zasadzie słów­‍-kluczy wskazywać na istotę danego projektu. Całość składa się na estetycznie wydany zeszyt­‍-katalog.
W zamyśle twórców zebrane opowieści powinny w werbalny bądź wizualny, byle zwięzły, sposób prezentować dane wyobrażenie, myślenie lub odczuwanie praktyk archiwizacyjnych. Jak łatwo przewidzieć, prace są nader zróżnicowane: niektórzy autorzy decydują się na pokazanie kilku fotografii, inni komentują własne praktyki tworzenia archiwów lub relacjonują cudze doświadczenia, jeszcze inni zestawiają materiały wizualne z wybranymi formami opisu. Według kuratorów, tak zaplanowana „kolekcja spotkań” jest „praktyką afektywną i krytyczną”, która „pozwala zrozumieć intymną relację zrodzoną z doświadczeń znajdowania, korzystania, zapamiętywania – albo też wyobrażania sobie lub tworzenia archiwum” (s. 8).
Zróżnicowanym strategiom przedstawiania odpowiada szeroki repertuar obiektów i form archiwizowania oraz sposobów rozumienia tego, czym jest lub czym może być archiwum. Mowa jest o archiwach artystycznych, dokumentacyjnych, bibliotecznych, muzealnych, materialnych, wizualnych, audialnych, prywatnych, intymnych, rodzinnych, wspólnotowych, wyobrażonych, symbolicznych, konceptualnych, cielesnych, rekonstrukcyjnych, jak i mających rejestrować bieżącą codzienność. Gorączka archiwów? Z pewnością.
Rozgorączkowaniu twórców albumu niekoniecznie odpowiada jednak poruszenie odbiorcy. Idea powstania książki jest cokolwiek niejasna, wstępne zafrapowanie tytułem idzie w parze z lekturowym zdziwieniem charakterem kuratorskiej przedmowy, gdzie ewidentnie wyczuwalne są aspiracje do stworzenia pozycji aktualnej i unikalnej, iskrzącej konceptami, inspirującej, wywracającej na nice dotychczasowe podziały dyscyplinowe i metodologiczne, wpisującej się w modne tendencje humanistyczne, tworzącej nową jakość, wreszcie – książki, która nie tylko przedstawia archiwa, ale jest też wielopłaszczyznowym praktykowaniem archiwum, która mówi o afektywności, ale i jest wcieloną intensywnością…
Główny problem wynika zapewne z faktu, że twórcy Leksykonu archiwum afektywnego pragną, by ich dzieło było wszystkim po trochu. Zapowiedź tej tendencji widać zresztą w tytule. Dlaczego leksykon? Wszak, jak wiadomo, leksykon to słownik o charakterze encyklopedycznym lub uporządkowany zbiór objaśnionych terminów dotyczących określonej dziedziny. Trudno wskazać analogiczną zasadę organizacji omawianej książki. Nie ganię inwencji ani potrzeby przekroczenia gatunkowych i formalnych granic, ale krytykuję brak dyscypliny myślowej oraz wyrazistości.
Wiąże się to zresztą z innym, szerszym problemem, a mianowicie nieuzasadnionym nadużywaniem pewnych konceptów, kategorii czy metafor. A przecież istnieje w języku humanistycznym wiele pięknych, często niedocenionych albo zapomnianych terminów. Tak się jednak składa, że zmieniające się prądy refleksji teoretycznej ustanawiają własne prawa i rankingi używalności. Przez dziesięciolecia wysługiwano się „dyskursem”, później nastały czasy tryumfu „traumy” i „(post)pamięci”. W Leksykonie… z kolei widoczna jest współczesna fascynacja archiwami i afektami. I jakkolwiek nie ma nic złego w użytkowaniu tych kategorii, to jednak w tym przypadku nieco irytuje epatowanie nimi bez większej odpowiedzialności terminologicznej oraz bez refleksji nad historycznymi tradycjami pojęć. W efekcie okazuje się, że właściwie każda ludzka, a być może także pozaludzka aktywność opiera się na praktykach archiwizowania. Tworzeniem archiwów są procesy myślowe, lekturowe i interpretacyjne. Archiwa leżą u podstaw jednostkowego imaginarium i wspólnotowych relacji. Nasze mózgi i ciała są przenośnymi archiwami. Nawet przygotowanie weków jest czynnością archiwizacyjną.
Podobnie zresztą z afektami. Palladini i Pustianaz definiują „archiwum afektywne” nie tyle jako „pojęcie, ile horyzont, granicę, możliwość, które mogą być wdrożone i zrealizowane w dowolnym momencie w jakimkolwiek archiwum. Jest ono pojmowane jako proces budowania pamięci, w który zaangażowany jest każdy – budowania sceny tego, co wspólne, choć zarazem oddzielne, przestrzeni zamieszkania” (s. 11). Jako „afektywne” określane są zarówno akty archiwizowania, jak i sposoby ekspresji związanych z nimi doświadczeń, a w dalszej perspektywie także zakładane, potencjalne procedury czytelniczego odbioru. Słowa, którymi tytułowane są poszczególne projekty, okazują się z kolei „afektywnymi sednami” opisywanych zjawisk (s. 9).
Kuratorzy, przewidując zachowania swoich czytelników, wyobrażają sobie proces przewracania kolejnych stron książki jako „drobny afekt ruchu ręki, oczu, które zapamiętują coś, co było i wypatrują tego, co nadejdzie […]. Teraz, gdy się już pojawiliście, nie znajdziecie już w tym archiwum spokoju” (s. 8), „to zaś może być źródłem zarówno terroru, jak i rozkoszy, co pokażemy poniżej” (s. 11). Obietnice i groźby splatają się z egzaltacją, jednak najbardziej i tak dziwi śmiałe projektowanie odbiorczych reakcji – zresztą nie tylko odbiorczych. Chciałabym wrócić do postawionego na wstępie pytania: czy afekt można zamówić? I więcej: czy można go zaprojektować? A jeśli tak, to czy można go archiwizować?
Niektóre z artystycznych opisów pomieszczonych w Leksykonie… zdają się nie tyle „zainspirowane” ideą zaproponowaną przez kuratorów, ile „sterowane” wyobrażeniem czy koncepcją zleceniodawcy. Na przykład jedna z twórczyń wyznaje: „Jednak ten widok jest spokojny, niemal idylliczny, a mam zapisać niepokój” (s. 126). Trudno oprzeć się wrażeniu, że wyznaczonym priorytetem było tu prowokowanie afektywności lub zdawanie relacji z zaafektowania i transmitowanie tych stanów na odbiorcę. Nie podaję w wątpliwość jakkolwiek rozumianego autentyzmu ani skuteczności podobnych aktów. Pozostawiam także otwartą kwestię (wcale nieoczywistą) określania prezentowanych jakości mianem „afektywnych”. Być może w większości bliżej im do emocji lub po prostu – są mniej lub bardziej udaną materializacją jakiegoś konceptu.
Jak wiadomo, najtrudniej poddać się oddziaływaniu intensywności, która expressis verbis chce nas zagarnąć dla własnych celów. Trudno zresztą wyobrazić sobie świadomego odbiorcę, który pod wpływem kuratorskiego gestu, przypominającego prostą instrukcję „popatrz, przeczytaj, poczuj, działaj”, ochoczo i spontanicznie przystąpi do doznawania, czucia, myślenia i uwewnętrzniania. Zatem w pewnym sensie kuratorom udało się zintensyfikować reakcję odbiorcy: wywołać instynktowny opór. Jednak czy właśnie takie oddziaływanie było stawką w grze? Pozostawiając tę kwestię indywidualnym odczytaniom, chcę na koniec szczerze przyznać, że – wbrew pozorom – nie krytykuję końcowego efektu. Dostrzegam zasadnicze wartości omawianej publikacji, a to za sprawą wybranych autorskich opisów. Jestem pod szczególnym wrażeniem Warning/Ostrzeżenia Rabiha Mroué. Jest to porywająca, słowno­‍-wizualna narracja o wieloletnim doświadczaniu jednego dnia 1982 roku i o rękach mnących w rytm wspomnieniowych opowieści kopie różowych ulotek, które ostrzegały o nalocie wojsk izraelskich na arabskie dzielnice. I właśnie dla takich historii warto czytać Leksykon archiwum afektywnego, niezależnie od tego, ile w nim leksykonu, a ile archiwum.

p i k s e l