Wrocławski Teatr Współczesny
Według Bobczyńskiego
Na motywach Gogolowskiego Rewizora, scenariusz, reżyseria, scenografia, kostiumy: Agata Duda-Gracz, muzyka: Jakub Ostaszewski, choreografia: Tomasz Wesołowski, światło: Katarzyna Łuszczyk, asystent reżysera: Agata Schweiger, dramaturg: Aneta Cardet, inspicjent: Halina Lis-Olszewska
premiera: 14 stycznia 2012

 

Katarzyna Mikołajewska
Zobaczyć niewidzialnego

 

Agata Duda-Gracz wyznała przed premierą Według Bobczyńskiego, że spektakl na motywach Rewizora jest jej przymiarką do Hamleta, bo na razie na Szekspira jest jeszcze „za mała”. Po premierze można się zastanawiać, czy widzowie nie są „za mali” na taką interpretację Gogola, bo chociaż trudno odmówić jej licznych walorów, to niełatwo oprzeć się wrażeniu, że przedstawienie stanowi chwilami zlepek zbyt luźno powiązanych scen, niejednokrotnie utrudniających odnalezienie właściwego problemu.
Ta swobodna wariacja na temat Rewizora osadzona jest w przestrzeni nieokreślonej – ani nie nawiązuje wprost do XIX wieku, ani też nie uwspółcześnia realiów. Reżyserka przewartościowała dramat Gogola, nadając postaciom cechy, które je w prosty sposób definiują, i przypisując im nową funkcję w przebiegu akcji. Duda-Gracz jeszcze przed rozpoczęciem pracy z aktorami wystosowała do nich indywidualne listy o postaciach, w które mają się wcielić, aby nie pozostawić wątpliwości w kwestii ich charakteru oraz roli w koncepcji spektaklu. W stosunku do utworu Mikołaja Gogola dominującą innowacją jej interpretacji jest zwrócenie uwagi widzów na Bobczyńskiego (Tomasz Schimscheiner), który awansuje na postać tytułową oraz otrzymuje szczególną rolę – dodanym do dramatu Gogola monologiem rozpoczyna spektakl. W monologu tym we właściwy sobie, uniżony sposób, prosi o dostrzeżenie jego skromnej osoby. Nie osiąga jednak zamierzonego rezultatu – jeszcze w trakcie jego wypowiedzi przygasają światła, musi więc prosić o ich ponowne włączenie – od pierwszej sceny wiadomo, że nikt się z nim nie liczy.
W spektaklu Dudy-Gracz Bobczyński niemal przez cały czas jest obecny na scenie. Kierowanie uwagi widzów na jego obecność jest wprost natarczywe; dzieje się tak chociażby w tych scenach, których akcja zostaje wstrzymana i rozpoczęta od nowa – z tą różnicą, że w powtórce wśród bohaterów pojawia się Bobczyński. Nie zabiera jednak głosu, a jego obecność nie wpływa na przebieg sceny. Nawet, kiedy przybywa poinformować o wizycie Rewizora, jego wypowiedzi zostają zdublowane przez towarzyszącego mu Dobczyńskiego (Michał Dudziński), który również należy do szarej masy, anonimowego tłumu (jest do tego stopnia nieistotny, że w niektórych scenach w ogóle się nie pojawia, choć inne postaci się do niego zwracają). W przeciwieństwie jednak do Bobczyńskiego, Dobczyński wydaje się pogodzony z tym losem. Postawa Dobczyńskiego, który bez słowa protestu pozwala się ignorować, kontrastuje z dążeniem Bobczyńskiego do zaistnienia w grupie.
Zwrócenie uwagi na postać Bobczyńskiego jest o tyle trudne, że pozostali bohaterowie są wykreowani niezwykle wyraziście, czego doskonałym potwierdzeniem jest postać niemieckiego lekarza określanego mianem „Ten Niemiec” (Maciej Tomaszewski), który mówi wyłącznie po niemiecku, przez co nie jest rozumiany i sam nie rozumie prowadzonych rozmów, nawet tych, w których uczestniczy. W przeciwieństwie do Bobczyńskiego, „Ten Niemiec” wzbudza w innych bohaterach emocje, a warto dodać, że są to emocje skrajnie negatywne, napędzane schematycznym utożsamianiem Niemców z hitlerowcami (oskarżenia padające bezpośrednio pod adresem „Tego Niemca” odnoszą się do posiadanych przez niego orderów i odznaczeń, do członków jego rodziny czy też miejsca pobytu w momencie rozpoczęcia wojny). Inną szczególnie intrygującą postacią jest Maria (Katarzyna Z. Michalska), córka Horodniczego (Krzysztof Kuliński). Jej skomplikowane relacje z matką (Ewelina Paszke-Lowitzsch) i ojcem umożliwiają aktorce stworzenie postaci, w której infantylizm sąsiaduje ze zdumiewającą dojrzałością. Trzeba też podkreślić, że wszyscy celowo przerysowują grę: każdy skupia uwagę widzów na jednej cesze, której uwydatnienie staje się najważniejszym zadaniem aktorskim.
Bobczyński, choć trudno zauważalny, otrzymuje od reżyserki jeszcze jedną istotną funkcję: wydaje się bowiem pełnić w spektaklu rolę demaskatora. Oznajmiając zbliżającą się kontrolę, doprowadza do obnażenia prawdziwych oblicz pozostałych bohaterów. Mimo, że ostatecznie oczekiwany gość się nie pojawia, oni i tak zdejmują swoje maski, pozwalając dojść do głosu tłumionym instynktom. To swoista autorewizja, której dokonują poszczególni bohaterowie. Nie potrzebują wcale realnej obecności Rewizora – wystarczy bodziec, który daje im Bobczyński, przynosząc wieść o zbliżającej się wizycie. Prawdziwym powodem do skontrolowania stanu własnego sumienia i umysłu jest strach.
Sam Bobczyński na krótką chwilę wchodzi w rolę Rewizora: dzieje się to w scenie zbliżenia z Marią. Jest to jednocześnie moment przełomowy w stosunku pozostałych bohaterów do Bobczyńskiego – nagle zostaje on dostrzeżony, obarczony winą za serię katastrofalnych w skutkach zdarzeń związanych z zapowiedzią przyjazdu Rewizora i ostatecznie – zamordowany. Każdy z bohaterów ponosi w finale osobistą klęskę, przyznając się do własnych słabości, ale najgłębszy jest tragizm tytułowej postaci. Gdy Bobczyński zyskuje upragnioną „widzialność” – staje się kozłem ofiarnym i w rezultacie ginie. Potrzebny jest tylko jako ktoś, na kogo można zrzucić całą winę. Choć nikt nie zadaje śmiertelnego ciosu, to wszystkie oskarżenia skierowane pod jego adresem są śmiercionośne – realistyczna scena linczu byłaby na tle konwencji spektaklu zbyt dosłowna, i bez tego jest czytelna. Paradoks polega na tym, że śmierć Bobczyńskiego jest najprostszym dowodem jego istnienia: skoro został zabity, to musiał wzbudzać silne emocje i być dla innych problemem, którego należało się pozbyć.
Pomimo tych ciekawych zabiegów nie sposób zaakceptować sceny niezrozumiałe, które rozpraszają i drażnią brakiem logicznych powiązań lub sprawiają wrażenie przypadkowych. Przykładem może być postać Japonki przechadzającej się co jakiś czas po scenie, której obecność nie zostaje w żaden sposób skomentowana. Z kolei w innej (bardzo malowniczej i kunsztownie rozplanowanej) scenie Dzierżymorda, stojąc na dalszym planie, przebiera się w sukienkę identyczną jak ta, którą ma na sobie Żona Horodniczego. Można spodziewać się kontynuacji wątku lub rozwiązania symboliki tych interpretacyjnych zagadek, ale nic takiego nie następuje – zamysł reżyserki pozostaje nieodgadniony.
Sięgając po Rewizora, Agata Duda-Gracz próbuje przedstawić własną koncepcję człowieka. Stawia pytania o siłę strachu, jaki wzbudza w ludziach konieczność przeprowadzenia rewizji własnego człowieczeństwa.

p i k s e l