TR Warszawa
Marta Sokołowska
Holzwege
reżyseria: Katarzyna Kalwat, scenografia: Anna Tomczyńska, wideo: Ewa Łuczak, reżyseria świateł: Paulina Góral
premiera: 15 stycznia 2016

 

Samotny wśród dźwięków
Jan Karow

 

Dla dramatopisarki Marty Sokołowskiej odkrycie muzyki Tomasza Sikorskiego było punktem wyjścia do Holzwege – zachwyt oryginalnością jego kompozycji skłonił autorkę do zagłębienia się w biografię tego zapomnianego kompozytora. Reżyserka Katarzyna Kalwat zrezygnowała jednak z pierwotnego tekstu (wydrukowanego w „Dialogu” nr 11/2015), w spektaklu pojawiają się tylko jego słabe echa, podczas gdy Sokołowska, obserwując pracę na próbach, przygotowała nowy, imitujący teatralną próbę scenariusz Próby z Sikorskiego (ostatecznie postanowiono pozostawić na afiszu tytuł niewykorzystanego dramatu, będącego tytułem jednego z utworów Sikorskiego). Wspólna praca autorek oraz aktorów, którzy improwizowali na wyjściowym tekście i włączyli do niego prywatne doświadczenia dotyczące bycia w zespole TR-u (kontynuując  wątek obecny w przedstawieniu Ewelina płacze Anny Karasińskiej), doprowadziła do powstania przedstawienia, w którym biografia muzyka pozostała na poziomie pretekstu do podjęcia rozważań na temat współczesnej kondycji artysty i możliwości uprawiania sztuki awangardowej. Zaaranżowano sytuację quasi-swobodnej rozmowy, w której schematycznie rekonstruowane epizody z życia Sikorskiego przeplatano przemyśleniami aktorów nad jego biografią, muzyką i ich dzisiejszą sytuacją w świecie sztuki.

 

Balansowanie pomiędzy rolą a pozorną prywatnością najciekawiej wypada w przypadku Tomasza Tyndyka – umiejętnie wykorzystana zbieżność imion aktora i kompozytora kilkakrotnie wprowadza niepewność co do jego aktualnej tożsamości. To ponadto rola o szerokim diapazonie emocji. Wątpliwości Sikorskiego co do wartości jego własnej muzyki mieszają się z zastrzeżeniami Tyndyka co do szans na wiarygodne zbudowanie tej roli. Kompozytor, z jednej strony, zostaje ustawiony w szeregu z Nietzschem, Pasolinim, a nawet Chrystusem, z drugiej – widzimy go jako  ogarniętego manią prześladowczą, leżącego na podłodze we własnych wymiocinach alkoholika w ostatnich latach życia. Tak więc aktor wpada w drgawki stojąc na ustawionym centralnie, zagraconym kartkami i tekturowymi kubkami stole, niechętnie udziela wywiadu, w którym mówi o statyczności swojej muzyki, a także wrzeszczy, krytykując akustykę TR-u i domagając się lepszych warunków pracy w nowej siedzibie.

 

Podobnie rozbite są dwie pozostałe role. Jan Dravnel jest dla Tomka kolegą z teatru, drwiącym z Sikorskiego milicjantem i czekającym na nowy utwór zagranicznym mecenasem. Bardziej niż środkami aktorskimi, różnicuje swoje postaci poprzez użycie poszczególnych elementów kostiumu (nakrycie głowy milicjanta, marynarka). Podobnie Sandra Korzeniak, kilkakrotnie przebiera się przy ustawionym w głębi sceny wieszaku w różnokolorowe sukienki oraz futro, przechodząc pomiędzy rolami aktorki, niezbyt lotnej dziennikarki i miłośniczki muzyki Sikorskiego.

 

Ta fragmentaryczność znajduje odbicie w chaotycznej scenografii Anny Tomczyńskiej. Poza wspomnianymi już stołem i wieszakiem z ubraniami, składają się na nią m.in. stojące pod ścianami lustra, wanna, fortepian. Niektóre fragmenty akcji (kiedy struty Sikorski drży w wannie albo kiedy opowiada dziennikarce o swojej muzyce, a także wykonania utworów) projektowane są na wiszącą w głębi sceny foliową zasłonę. Powielony obraz widać na niewielkim telewizorze i dwóch kartonowych płaszczyznach, pojawiają się kolejne poziomy zwielokrotnienia i rozczłonkowania, co uzyskane zostaje przez zatrzymywanie obrazu na każdym z ekranów na różnych klatkach.

 

Tym, co pozostaje w kontraście wobec ukazanej na kilka sposobów fragmentaryzacji (rozbicie ról na kilka postaci, pozornie nieuporządkowana scenografia, wybiórczość w odniesieniach do biografii kompozytora) są autentyczność (którą wprowadza obecność Zygmunta Krauzego, wybitnego kompozytora i przyjaciela Sikorskiego, świadka jego życia) oraz muzyka. Krauze przez większość czasu przebywa w pobliżu fortepianu, włączając się w akcję jedynie poprzez krótkie wypowiedzi traktujące o tragicznie zmarłym muzyku, czytając ich wspólną korespondencję oraz wykonując fragmenty utworów. On też składa swoisty hołd Sikorskiemu i jego twórczości w ostatniej, pozorującej koncert scenie, kiedy w oczyszczonej ze scenografii przestrzeni pozostaje tylko fortepian i siedzący pod ścianą, elegancko ubrani Korzeniak i Dravnel, słuchający utworu Hymnos, po którym wzruszony Tyndyk mówi krótko: „Oklaski”.
Jednak bardziej nośny symbolicznie wydaje się inny fragment muzyczny. Mniej więcej w połowie przedstawienia Krauze wykonuje słynne 4’33” Johna Cage’a. Rewolucyjna siła tego pozbawionego zapisanych dźwięków utworu polegała na skierowaniu uwagi słuchaczy ku brzmieniu otaczającej ich rzeczywistości. Wykonanie na żywo każdej kompozycji jest unikatowe, lecz w tym przypadku horyzont potencjalnych zdarzeń akustycznych został rozciągnięty do granic możliwości – od szurnięć spowodowanych poruszeniem się na krześle, przez pojedyncze kaszlnięcia, po odgłosy ulicy. Tę nieskończoną liczbę możliwości w prosty, acz niezwykle trafny sposób oddał Krauze. Sygnałem rozpoczęcia wykonania było uniesienie dłoni parę centymetrów nad otwartą klawiaturą fortepianu. I dłonie te w trakcie trwania kompozycji nigdy nie opadły na żaden z klawiszy. Muzyk przesuwał je powoli nad wszystkimi rejestrami, czasem prowadząc ręce równolegle, czasem rozbieżnie. Prostą sekwencją gestów uruchomił wyobraźnię akustyczną i skupił uwagę odbiorców, którzy na niemal pięć minut stali się przede wszystkim słuchaczami.

 

Analogicznie można spojrzeć na całość spektaklu. Zamknięte w formę teatralnej próby przywoływanie fragmentów życia Sikorskiego jest sprawdzaniem możliwości teatru w przypominaniu i rekonstruowaniu dowolnej biografii. Niemniej wszystkie tematy, także prowadzone obok wątki warszawskiego TR-u czy możliwości bycia dzisiaj awangardowym artystą, zostały przyćmione przez prawdę bijącą zarówno z Zygmunta Krauzego, jak i z utworów Tomasza Sikorskiego. Szala przechyliła się na stronę muzyki.

p i k s e l