Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie
Król Edyp
spektakl z wykorzystaniem muzyki Roberta Piernikowskiego, inspirowany Królem Edypem Sofoklesa i Igora Strawińskiego, reżyseria: Jan Klata, scenografia: Karolina Mazur, ruchy: Maćko Prusak, premiera: 17 października 2013

Aleksandra Haduła
Monumentalny support

 

W tragedii Sofoklesa przeznaczenie dogania Edypa w miejscu, gdzie spotykają się trzy drogi. To tutaj, na szlaku do Teb, Edyp zabija ojca, nieświadomy, że właśnie zaczęła się wypełniać przepowiednia. W spektaklu Jana Klaty inspirowanym antycznym dramatem i operą-oratorium Igora Strawińskiego, zrealizowanym we współpracy z festiwalem Unsound, trzy drogi to trzy metalowe podesty ustawione na środku Sali Modrzejewskiej w Starym Teatrze. Z sufitu, dokładnie nad miejscem styku podestów, zwisa gruby sznur, wertykalny pomost łączący świat bogów ze światem ludzi. Trzema drogami na miejsce akcji przyjdą trzy postacie: Edyp (Krzysztof Zawadzki), Jokasta (Iwona Budner) i narrator (Krzysztof Stawowy), który objaśni po francusku łacińskie libretto opery. Widzowie siedzą na podłodze, patrzą na aktorów z dołu. Reszta będzie dźwiękiem.
W minimalistycznej scenografii słychać kroki antycznie patetycznych, monumentalnych postaci w mocno wystylizowanych, wystrzępionych czarnych strojach Tragedia jest kameralna i rozgrywa się między mężczyzną i kobietą, Edypem i Jokastą. Zawadzki i Budner poruszają się w skupieniu, mechanicznie, czasem w rytm elektronicznej muzyki Roberta Piernikowskiego, a czasem wbrew niej – tak jakby przeznaczenie było natrętnym, pulsującym bitem, którego nie można nie słyszeć. Fala dźwięku niesie Edypa tak jak sznur, który w jednej ze scen rozkołysze go nad głowami widzów, a potem rzuci na prowizoryczną scenę. Słowa śpiewane przez aktorów nie służą wyrażaniu znaczeń i nie muszą być rozumiane – ważne, że, zgodnie z założeniem Strawińskiego, mają ciężar, powagę i posągowe piękno łaciny. W spektaklu Klaty język nie jest narzędziem komunikacji – jest dźwiękiem, który wyraża walkę jednostki z losem. Widz nie potrzebuje znajomości obcych języków, by połączyć to, co słyszy, z treścią klasycznego mitu. Świadomość fatum jest ogłuszająca, a śmierć brzmi jak brzęczenie much, które bohaterowie odganiają starannie wyreżyserowanym ruchem dłoni.
Powadze i majestatycznym ruchom Edypa i Jokasty przeciwstawia się postawa Narratora – nadmiernie ruchliwego przedrzeźniacza, błazna działającego w konwencji dell’arte. Krzysztof Stawowy mówi libretto Jeana Cocteau po francusku, czyli w oryginalnej wersji językowej, ilustrując sens podniosłych operowych dialogów i treść własnej wypowiedzi za pomocą wykonywanej jednocześnie karykaturalnej pantomimy. W porównaniu z koturnową łaciną, jego francuski jest iście barbarzyńskim językiem szyderców; w ustach błazna przesadnie akcentowane końcówki wyrazów brzmią pretensjonalnie. Narrator, kpiąc z nieszczęścia pary bohaterów, ośmiesza sztuczność operowej konwencji, lecz zarazem nadaje jej podniosłości głębszy sens. W zestawieniu z irytującym Francuzem w adidasach, narysowani wyraźną komiksową kreską Edyp i Jokasta nabierają szlachetności i wzbudzają coś w rodzaju szacunku. Tragedia zarażona żartem pozostaje tragedią. Wypełniona przesterami dźwięku przestrzeń Sali Modrzejewskiej nie znika po zamknięciu oczu. W finale gasną światła, ale publiczność, oślepiona razem z Edypem, słyszy drganie ścian, od których odbijają się płynący z głośników syntetyczny głos chóru i rzężenie blaszanych podestów. Przed przeznaczeniem nie można uciec w ciemność.
W Królu Edypie zapowiadany przez twórców most między tekstami kultury wysokiej a publicznością wspiera się na dosłownym, mocnym zestawieniu sacrum i profanum, nawiązując do konwencji antycznego teatru i czerpiąc z popkultury.Projekt Klaty i Piernikowskiego jest konsekwentnie przeprowadzonym, udanym eksperymentem. Pomysłowe i minimalistyczne rozwiązania inscenizacyjne reżysera pozwoliły w pełni wykorzystać możliwości niescenicznej przestrzeni, zostały umiejętnie splecione z dominującą warstwą muzyczną przedstawienia. Trochę szkoda, że trwający niespełna godzinę spektakl to zaledwie etiuda, jakby rozgrzewka, zgrabnie wymyślony support.

p i k s e l