Teatr Studio w Warszawie
UFO. Kontakt
przekład: Agnieszka Lubomira Piotrowska, tekst i reżyseria: Iwan Wyrypajew, scenografia i kostiumy: Marta Zając, projekcje: Franciszek Przybylski, aranżacja muzyczna: Ygor Przebindowski
premiera: 25 października 2012

 

Joanna Tomaszewska
Bliskie spotkanie III stopnia

 

Na środku małej sceny stoi krzesło, a za nim na ścianie wyświetlana jest projekcja, pokazująca kosmos, planety, gwiazdy i latające spodki. Jako pierwszy pojawia się reżyser – Iwan Wyrypajew – żeby wyjaśnić, jak doszło do realizacji spektaklu. Chciał, jak twierdzi, wyreżyserować film dokumentalny o osobach, które miały kontakt z pozaziemską cywilizacją. Odszukał je w różnych częściach świata przez Internet, a następnie pojechał do każdej z nich, by nagrać jej relację. Mimo pieniędzy, które dostał od znajomego rosyjskiego oligarchy, filmu nie udało się nakręcić (powodów nie ujawnia), więc zebrany materiał postanowił wykorzystać w teatrze. Opowieści usłyszymy z ust studentów Krakowskiej PWST w ich dyplomowym spektaklu. Reżyser zapewnia, że zostały spisane co do słowa z materiału filmowego.
Dziesięcioro aktorów wychodzi po kolei na scenę. Każdy wygłasza monolog, zaczynający się formułą: „Nazywam się ... (imię i nazwisko aktora), oddaję głos ... (imię i nazwisko postaci)”. Podkreślają, że nie będą grać roli i wczuwać się w to, co mówią. Będą raczej „pokazywać” postać, jak w teatrze epickim Brechta. Staną się jedynie medium dla opowieści i osobowości bohatera, by jak najbardziej uwiarygodnić jego relację. Pragną bowiem zbliżyć się do formuły dokumentu, jeśli jest ona w ogóle możliwa w teatrze, który z natury jest umowny i sztuczny, nie ma w nim miejsca na rzeczywistość (ta zaś nie jest koniecznym warunkiem prawdy na scenie). Istotnie, zwracając się bezpośrednio do widzów, nie tworzą iluzji scenicznej. Przesadna ekspresja i demonstrowana sztuczność cały czas przypomina, że mamy do czynienia z aktorami. Kostium i charakteryzacja tworzą zewnętrzny obraz postaci zgodny z jej wiekiem, miejscem zamieszkania i zawodem. Dwudziestopięcioletni muzyk rockowej kapeli (Łukasz Kabus) ma długie włosy i jest ubrany w stylu grunge, sześćdziesięciojednoletni kierowca autobusu z Irlandii Północnej (Radosław Walenda) jest rudy i nosi bury sweter, a dwudziestoośmiolatka – pracownica norweskiego biura turystycznego (Wiktoria Kulaszewska) ubrana jest w żakiet. Aktorzy mówią tekst, siedząc na krześle albo stojąc przed nim. Esencję akcji scenicznej stanowi więc sytuacja spotkania widzów z aktorami, a pośrednio – z prezentowanymi przez nich ludźmi.
Każdy monolog zawiera opis spotkania z pozaziemską cywilizacją, które zmieniło widzenie świata narratora, pozwoliło mu dotknąć sensu istnienia i nauczyło go, jak żyć. Wszystkie historie i wynikające z nich olśnienia są podobne, wszystkie postaci poprzez doświadczenie spotkania odnajdują odpowiedź na pytanie: co jest źródłem ludzkiego nieszczęścia i co zrobić, żeby odnaleźć spokój, radość życia i harmonię z wszechświatem. Emily Wenser (Julia Sobiesiak), dwudziestodwuletnia studentka z Australii, przez chwilę poczuła się zupełnie bezpieczna i już zawsze będzie się starała odnaleźć to uczucie. Zrozumiała, że całe zło na świecie wynika z poczucia zagrożenia. Hilde Jensen (Wiktoria Kulaszewska) odkryła, że wszyscy ludzie są ze sobą połączeni w jedną energetyczną sieć. Teraz czuje odpowiedzialność za swoje życie, bo każdy jednostkowy czyn ma wpływ na innych, każda akcja jest akcją wspólną. Robert Evans (Adrian Wajda), czterdziestotrzyletni biznesmen z Anglii, w jednej chwili stracił całą wiedzę oraz doświadczenie i spojrzał na świat oczami dziecka. Teraz wie, że nie potrzeba dużo wiedzieć, żeby być sobą. Dieter Lange (Mikołaj Dróżdż), czterdziestoośmioletni kierownik biura Mitsubishi w Kolonii, zrozumiał istotę Boga, jako dotknięcia twórczej energii. Wiara nie przychodzi przez ideologię, a przez kontakt; trzeba tylko wyciągnąć rękę do wszechświata – a taki gest nie zostanie odrzucony. Te i inne wypowiedzi kwestionują obowiązujący w świecie Zachodu styl życia (pośpiech, hałas, stres, materializm i wynikające z egotyzmu dążenie do samorealizacji) i oskarżają go o nękające ludzi „choroby cywilizacyjne” – poczucie niepewności i zagrożenia, samotność, frustrację – z których wynikają wszystkie, małe i wielkie, konflikty.
UFO jest tu więc tylko punktem wyjścia, trampoliną, pretekstem. Joanna Harris (Marysia Kania) w ogóle nie wspomina o kosmosie. Myślała bowiem, że uczestniczy w programie o najważniejszych momentach w życiu. Nigdy nie spotkała kosmitów, jest katoliczką i nie wierzy w cywilizacje pozaziemskie. Kontakt z UFO staje się w tym spektaklu metaforą wydarzenia, które powoduje zmianę w naszym myśleniu, objawieniem dotyczącym miejsca człowieka we wszechświecie, dotknięciem absolutu, głosem Boga. Zresztą, spotkanie z kosmitami polegało w większości przypadków wyłącznie na odczuciach. Z wyjątkiem Jennifer Davies, nikt nawet nie wspomina o wysokich humanoidach przybyłych z kosmosu, a jeśli tak, to jedynie dla żartu. Bohaterowie mają bowiem dystans do siebie i własnych przeżyć. Często mówią, jak trudno im opowiadać o tym, co się im zdarzyło, bo przedtem sami śmiali się, słysząc podobne historie. Humorystyczny wydźwięk nadaje przedstawieniu także specyficzna gra aktorska. Każda kreacja to rodzaj karykatury, w której wyolbrzymione są charakterystyczne zachowania postaci: Artiom Gusiew (Michał Wanio) cały czas potrząsa głową, a Jennifer Davies (Jaśmina Polak) maskuje niepewność pozornie niedbałymi, zamaszystymi gestami. Takie podejście aktorów do postaci wytwarza dystansuje widzów do opowieści o metafizyce, duchowości i sensie życia. Ich gra staje się ironicznym komentarzem dla tekstu, dzięki któremu spektakl nie popada w patos czy banał.
Analogia z teatrem Brechta dotyczy nie tylko sposobu gry aktorskiej. Pojawiające się po każdym monologu projekcje i towarzysząca im muzyka działają jak songi – przerywają narrację, kierują uwagę widzów na teatralne „tu i teraz”. Projekcje odnoszą się do słów bohaterów – są to zdjęcia kosmosu, popularne wyobrażenia UFO i kosmitów, pochodzące z komiksów i filmów, sceny z gier komputerowych, żyjące w pędzie wielkie miasta, zwierzęta, rozwijające się kwiaty, obroty ziemskiego globu. Muzyka (między innymi You're So Cool – motyw z filmu True Romance skomponowany przez Hansa Zimmera i instrumentalne Intro zespołu The XX) jest elektroniczna. Spokojne, proste, hipnotyzujące melodie, powtarzające się jak mantra, mocno zaznaczają rytm, który brzmi czasem jak uderzenia serca, a czasem jak klaśnięcie dłoni. To sprawia, że muzyka działa bezpośrednio na ludzki organizm. Stwarza wrażenie, jakby cała widownia była jednym ciałem, oddychającym we wspólnym rytmie. Momentami widz może poczuć się tak, jakby leżał na plecach na trawie gdzieś daleko od cywilizacji i patrzył w nocne niebo, co jest jednocześnie przytłaczające i wyzwalające.
Jako ostatni na krzesełku siada Wiktor Rizengiewicz (Kuba Wróblewski), rosyjski oligarcha. Ten sam, którego reżyser prosił o pieniądze na film. Opowiada o tym, że pomysł Wyrypajewa na film dokumentalny wydał mu się ciekawy i dlatego postanowił to sfinansować. Potem jednak okazało się, że ci ludzie, którzy mieli kontakt z kosmosem, w rzeczywistości nigdy nie istnieli. Wyrypajew ich wymyślił i sam napisał cały tekst. Oligarcha już chciał odebrać pieniądze, ale reżyser zapytał go, czy kwestia realności naprawdę ma takie znaczenie, czy nie najważniejsze jest to, że w tych wymyślonych historiach jest „prawdziwy sens”. Rizengiewicz zamyślił się i musiał przyznać rację  artyście. Zwłaszcza że i on sam istnieje wyłącznie jako postać ze sztuki, więc musi mówić i robić to, czego oczekuje od niego autor. Siada więc na krześle i mówi, że pokaże nam, co jest realne. Dłuższą chwilę siedzi w milczeniu i bez ruchu. A potem wychodzi.
Realna jest współobecność aktora i widzów w teatrze, która tężeje i staje się najbardziej wyrazista wtedy, kiedy nic się nie dzieje. Widzowie przez chwilę spokojnie czekają na ciąg dalszy, ale zaraz zaczynają nerwowo ruszać się na krzesłach, odchrząkiwać, parskać śmiechem. Skierowany prosto na nich wzrok aktora (nawet nie postaci) jest niewygodny i powoduje, że cisza i bezruch stają się wręcz namacalne. Afektywny aspekt odbioru przedstawienia równoważy silne stematyzowanie konwencji teatralnej. Ponieważ aktorzy mówią bezpośrednio do widowni, staje się ona – jak mówi pod koniec Wiktor Rizengiewicz – kolejnym bohaterem spektaklu, milczącą stroną dialogu. Taka sytuacja umożliwia nawiązanie ważnego dla Wyrypajewa kontaktu: kontaktu z drugim człowiekiem, a zwłaszcza kontaktu aktora z widzem. W tym sensie, mimo że mit dokumentu upadł, UFO. Kontakt to raczej spotkanie niż spektakl. Spotkanie, które, według Wyrypajewa, jest jedyną drogą poznania.

p i k s e l