Piotr Kosiewski

 

zaglądając do cudzych mieszkań

 

Nowy Teatr w Warszawie

mieszkania-x

kuratorki: Stefanie Peter, Anne Schulz, Joanna Warsza,

idea: Matthias Lilienthal,

w ramach "The Promised City" – wspólnego projektu Goethe-Institut

i Polskiego Instytutu w Berlinie we współpracy z Miastem Stołecznym Warszawą,

17-20 czerwca 2010

 

warszawski Nowy Teatr zaprosił do zwiedzania prywatnych mieszkań. Od 17 do 20 czerwca można było zobaczyć w nich sytuacje reżyserowane przez artystów, architektów, filmowców czy muzyków, a jednocześnie odbyć wycieczki po mieście mniej znanym, nieoficjalnym, głęboko wchodząc w codzienność stolicy.

Mieszkania-X były podróżą po trzech dzielnicach Warszawy: Mokotowie, Mirowie i Bródnie. Każda trasa składała się z siedmiu punktów. Przyjęto dwa wyznaczniki – czas (każdy epizod trwał 10 minut) i przestrzeń (prywatne mieszkanie). Każde miejsce zwiedzały dwuosobowe grupy. Były to bardzo różne wyprawy. Odmienność wyznaczała nie tylko sama przestrzeń, wpisane w nią rozmaite konteksty historyczne, kulturowe, ale także ekonomiczne i polityczne. Nie mniej istotne były strategie przyjmowane przez poszczególnych twórców.

Mokotów wprowadzał w przestrzeń dość homogeniczną, mocno naznaczoną dwudziestoleciem międzywojennym i powojenną tradycją inteligencką. Już pierwszy punkt odwoływał się bezpośrednio do dziejów PRL-owskiej opozycji. Agnieszka Kurant zajęła mieszkanie przy Puławskiej 10, w którym mieścił się słynny niezależny Salon Walendowskich. To tu 5 października 1977 roku odbyło się czytanie Małej Apokalipsy Tadeusza Konwickiego, podczas którego doszło do znaczącego sporu między pisarzem i Jackiem Kuroniem. Dziś autorzy na oczach widzów odtwarzali sytuację sprzed trzech dekad. W innym mieszkaniu przy tej samej ulicy Tal Sterngast zaaranżowała swoisty pokaz filmowy. Znani lektorzy – Jerzy Jakubowski i Tomasz Knapik – na żywo odczytywali przed odwiedzającymi listę dialogową Egzorcysty. Jednak sam film można było zobaczyć dopiero w drugim pomieszczeniu. Następowało znaczące przesunięcie w czasie i przestrzeni. Z kolei na podłodze mieszkania przy Puławskiej 24 rozstawiono całe miasteczko z papierowych domków. Między nimi krzątała się Anna Maliszewska z rodziną. Zajmowała się codziennymi, zwykłymi zajęciami. Natomiast Martin Clausen (Two Fish) na prośbę odwiedzających snuł opowieści o wybranych przez nich modelach domów. Był przewodnikiem po wykreowanym przez siebie miasteczku.

Krzysztof Warlikowski i Małgorzata Szczęśniak w jednym z pomieszczeń dawnej bazy MPO, a obecnie siedzibie swojego teatru, wyreżyserowali minispektakl na motywach opowiadania Myśliwy Grakchus Franza Kafki. Zaś w małym, dość klaustrofobicznym mieszkaniu przy Puławskiej 63 Yorgos Sapountzis zaaranżował działanie skupione na problemie symboli i znaków w przestrzeni publicznej. Całkiem inny tryb działania zaproponowały siostry Basia i Zuzia Wrońskie, czyli Ballady i Romanse. Zaprosiły do mieszkania przy Belgijskiej 2a, z imponującym widokiem na pobliski park. Widzowie na chwilę zostawali zwykłymi gości, zapraszanymi do udziału w zajęciach gospodarzy. Niecodzienny był jedynie czas: w czerwcu odbywały się przygotowania do Bożego Narodzenia. W zależności od pory i godziny odwiedzin przychodzący włączali się w rozmaite domowe prace. Jednego dnia było to sprzątanie – dogłębne – mieszkania, ubieranie choinki. Drugiego – przygotowywanie świątecznych potraw. Ostatniego wreszcie był czas Świąt: jedzenia, śpiewania kolęd. Natomiast Jan Duszyński i Wojciech Puś udostępnili opuszczone piętro willi przy ulicy Goszczyńskiego. Odwiedzający szli za głosem ze słuchawek, który, niczym na wystawach, oprowadzał ich po kolejnych pomieszczeniach. Na ścianach zachowały się boazerie z dwudziestolecia międzywojennego. W jednym z pomieszczeń znajdował się imponujący kominek. W sypialni pozostał komplet solidnych mebli utrzymanych w stylu art déco. Na komodzie leżała stara korespondencja.

Odmiennie było na Mirowie. To tereny dawnego getta, przestrzeń mocno naznaczona przez przeszłość i dziś podlegająca licznym zmianom i przekształceniom. Pozostałości architektury dawnej Warszawy sąsiadują z wielkimi blokami osiedla Za Żelazną Bramą i budynkami powstałymi w ciągu ostatnich dwóch dekad. Obszary zaniedbane, kamienice: od lat nieremontowane, pozbawione podstawowych wygód znajdują się tuż obok enklaw luksusu. Dochodzi tu nie tylko do mieszania rozmaitych statusów społecznych, ale też kulturowych – od powracających do Polski Żydów zajmujących mieszkania nieopodal warszawskiej synagogi po emigrantów z Wietnamu i innych odległych krajów.

Wyprawa rozpoczynała się w Hali Gwardii. Tu grupa Club Real z Christophem Theußlem w pomieszczeniach klubu sportowego odgrywała przedstawienie-dialog, a każdy z odwiedzających stawał się jego współuczestnikiem. W drugiej sali odbywał się zaś krótki trening bokserski. Innego rodzaju „spektakl” miał miejsce przy ul. Jana Pawła II, w jednym z wielkich bloków z lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. W akcji Tomka Saciłowskiego Andrzej Bogusz, przedstawiciel ubezpieczeniowo-finansowy (realny?) zapraszał do skorzystania ze swoich usług.

Kolejnym punktem była Chłodna 20. To miejsce szczególne, jeden z nielicznych zachowanych budynków warszawskiego getta. W tym domu podczas wojny mieszkał Adam Czerniakow, przewodniczący Judenratu. Dziś dom, z zewnątrz zadbany, stoi opustoszały. Jedno z mieszkań zajęła grupa Showcase Beat le Mot. Na ścianach zawieszono puste ramki po zdjęciach. Umieszczone obok nich podpisy głoszą „Judyta odbiera dyplom na John Hopkins University w Baltimore, 1978”, „Chanuka 1971. Ruben, Jakub, Alina, Judyta, Shira”, „Ruben i jego żona Meira podczas miesiąca miodowego w Masali, 1979”. To ślady po dawnych mieszkańcach, sygnały o ich późniejszych, rzeczywistych czy tylko potencjalnych losach? Tego nie wiemy. Inny napis głosi: „Kryjówka Mojszela, ul. Jaktorowska 6, 1941”. Centralny pokój, pozbawiony okien został pomalowany na biało, podobnie jak ustawiony tam stół i para krzeseł. Miejsce ukrycia się, ale odrealnione, aseptyczne, skrajnie wyestetyzowane.

Do dzisiejszego, dość szczególnego mieszkania zaprosił Roland Roos (ul. Żelazna 64). Jego właściciel przekształcił je w bardzo indywidualną przestrzeń. Kuchnia przypomina ludową chatę, pokój został w części zamieniony w miejsce do wschodnich kontemplacji. Panuje tu swoisty horror vacui. Niemal każdy fragment został wypełniony meblami, rozmaitymi przedmiotami czy roślinami. Mieszkanie w innej, bardzo zniszczonej kamienicy przy Łuckiej 14 zajęła Anna Witt. Zaproponowała odwiedzającym zaskakujący zakład. Jeżeli ktoś znajdzie ukryte w jednym z pokoi stuzłotowe banknoty, może je ze sobą zabrać. Kolejni goście przerzucają sterty starych książek i zeszytów, grzebią w stertach ubrań, przesuwają meble. Wszystko wygląda jak po przejściu jakiegoś kataklizmu.

Ostatnim punktem w wyprawie po Mirowie było kolejne mieszkanie przy Żelaznej. Marysia Stokłosa i Julia Staniszewska ponownie wprowadzały do przestrzeni zamieszkałej. Zapraszały do zajrzenia na chwilę w cudze życie. Już na progu przychodzących witali gospodarze, wraz z głośno szczekającym psem. Zapraszali do kuchni, gdzie pomiędzy gotującymi się garami można było wysłuchać opowieści o nich i prowadzonej przez nich małej wytwórni kanapek. W pokoju grał włączony telewizor, a w kolejnym trwało przygotowanie – bardzo rytualne – kolejnej porcji towaru. Jednak zanim tam się dotarło, były jeszcze odwiedziny w Hotelu Hilton. W apartamencie, na jego szczycie, z efektowym widokiem na całą okolicę, można było wysłuchać opowieści o miejskiej partyzantce ogrodniczej, a także osobiście wykonać jedną z nasiennych bomb.

Ostatnią trasę urządzono na Bródnie, osiedlu będącym doskonałym przykładem PRL-owskiej wielkiej płyty. O ile we wcześniejszych przypadkach można mówić o nakładających się, często nieprzystających do siebie spektaklach, o tyle Paweł Althamer i jego współpracownicy zaproponowali jedną narrację. Każde mieszkanie było niczym kolejny fragment pobytu w budynku teatralnym, poczynając od garderoby, w której każdy z odwiedzających był przebierany i poddawany charakteryzacji. Następnie odwiedzało się, między innymi, pokój reżysera, bufet z hinduskim jedzeniem w otoczeniu mebli pochodzących z Indii, lożę z poprzedzającą ją szatnią, wreszcie – na zakończenie – trafiało się na plac osiedlowy-podwórko, którego kształt wyznaczały otaczające je bloki. Na środku ustawiono meble wyniesione z jednego z mieszkań. Można było tu odpocząć, napić się kawy lub herbaty, zjeść naleśnik. Nieoczekiwanie widz stawał się aktorem oglądanym przez kolejnych odwiedzających. W tym miejscu cały cykl podroży po bródnowskich mieszkaniach się zamykał.

Organizatorzy Mieszkań-X odwołują się do doświadczeń sytuacjonistów z lat sześćdziesiątych. Mówią o dotykaniu bezpośredniego doświadczenia, o podążaniu szlakiem Guy Deborda i docieraniu do miejskiej egzystencji. To intrygujące i zasadne nawiązania. Nie unieważniają one jednak pytań, ani wątpliwości, dotyczących zarówno statusu poszczególnych działań jak i relacji artysta – odbiorca.

Akcja Nowego Teatru była swoistą próbą archeologii przestrzeni, docieraniem do kolejnych warstw kulturowych i historycznych. Próbą emocjonalnego doświadczania przestrzeni. Mieszkania-X można potraktować jako inną odsłonę sztuki w przestrzeni publicznej. Artysta nie ogranicza się w tym przypadku jedynie do interwencji, lecz zaczyna wpisywać się w istniejący kontekst – odrywać go, uwypuklać istniejące i dodawać kolejne znaczenia. Przełamuje jednocześnie granice publiczne/prywatne. Dobrze było to widoczne w podróży po Mirowie, w wydobywaniu wojennej przeszłości, wydłubywaniu pamięci o getcie, o którym przypominało nie tylko działanie w starej kamienicy przy Chłodnej 20. Podobnie można było odczytać akcję Anny Witt. Zapamiętałe poszukiwanie ukrytych stuzłotówek, przetrząsanie mieszkania nie bacząc na siedzących w sąsiednim pokoju mieszkańców przywodziło na myśl szaber, jaki był codziennością w czasach wojny. Było w tym działaniu coś przerażającego i odrażającego zarazem (ale w tym działaniu artystki był także element brutalnej manipulacji odbiorcą).

Inaczej postąpiła Agnieszka Kurant. Jej rekonstrukcja podkreślała dystans, barierę, jaka oddziela nas od przeszłości. Odtwarzając przebieg dyskusji o Małej Apokalipsie sięgnęła po akta IPN-u oraz relacje uczestników. Okazało się, że są to nieprzystające do siebie opowieści. Dlatego zapis tekstu odtwarzany jest od tyłu. Aktorzy grający role uczestników tego spotkania – Jacka Kuronia, Tadeusza Konwickiego czy Barbary Toruńczyk mówią wstecz, podobnie też chodzą po całym mieszkaniu. Wszystko widzimy w odwróceniu. Nie możemy rozpoznać słów, widzimy jedynie dziwny spektakl. „Odwijamy historię – mówi Kurant w rozmowie z Romanem Pawłowskim – przez co staje się kompletnie nieczytelna. Wiedziałam od początku, że moja instalacja będzie miała formę autorewersu historii. Z jednej strony rozmowa została wiernie odtworzona słowo po słowie, a z drugiej – puszczona od tyłu brzmi jak chiński lub esperanto”1.

Mieszkania-X to także próba mapowania teraźniejszości. „Każde miasto jest pełne niewiadomych – pisze w książeczce towarzyszącej wydarzeniu Piotr Gruszczyński. Może Warszawa ma ich więcej niż średnia europejska. Ukryte miasto w mieście.” Akcja odkrywa to, co niedostępne ze względów ekonomicznych czy kulturowych, ale też ukrywane, a nawet wypierane ze świadomości czy marginalizowane. Otwiera niedostępne zazwyczaj drzwi, ale też umożliwia to jedynie uprzywilejowanym (bo takimi są przecież uczestnicy tego projektu).

Jest dwuznaczność w tym zaglądaniu w prywatną przestrzeń. Stefanie Peter, współkuratorka akcji, w rozmowie w „Notesie na 6 tygodni” przyznaje: „W przekroczeniu progu prywatnego kosmosu kogoś obcego, uruchamia się strach, voyeryzm, wścibskość. Sama to odczuwałam podczas naszego researchu. Te miejsca tyle mówią o biografiach, statusie, marzeniach, aspiracjach ich mieszkańców”2. Poszczególni twórcy wkraczali czasami głęboko w codzienność, w to, co dzieje się w prywatnych domach. W dokonywanych przez nich wyborach można było dostrzec poszukiwanie malowniczości czy niezwykłości, chęci zadziwienia. Czasami gospodarze byli współgospodarzami, a czasami ich mieszkanie stawało się sceną.

Wyjątkiem było Bródno. Tu mieszkańcy stawali się jednocześnie artystami. W ten też sposób zostali określeni sąsiedzi Pawła Althamera – Paweł Buchholz, Michał Mioduszewski, Julia Matea Petelska, Jędrzej Rogoziński, rodzina Suchockich, Maciej Urbański i Wiola Wrotna. Każdy z nich był u siebie gospodarzem. Kreował akcję, wcielał się w rolę aktora, jak Agnieszka, Jarek i Michał Suchoccy organizujący konferencję prasową z udziałem kolejnych odwiedzających ich mieszkanie. Twórca nie stawał się tu intruzem, nie kolonizował ani nie zawłaszczał niczyjej przestrzeni.

Mieszkania-X były również kolejną próbą przełamywania granic gatunkowych, ale także granic między sztuką a tym, co znajduje się poza jej obrębem. Nie przypadkiem kuratorki akcji przywołują pytanie stawiane, między innymi, przez Rirkrita Tiravanijię: co, gdyby sztuka nie miała istnieć w przestrzeni, ale w czasie? Oczywiście, dziś sztuki wizualne, wraz z doświadczeniami sztuki akcji, wideo daleko odeszły od klasycznych podziałów, charakteryzujących poszczególne dziedziny według tych kategorii. Jednak nadal to przestrzeń jest jej domeną.

Była to wreszcie próba ucieczki od instytucji sztuki. Wyjściem poza ograniczenia galerii czy sceny teatralnej. Przy czym dobrze było widać teatralny rodowód wielu działań. Matthias Lilienthal, pomysłodawca całej akcji, zanotował: „To przede wszystkim dom jest opowieścią o tym, jak się żyje, na ile jest się zdolnym lub niezdolnym do życia, jest to miejsce biografii: w domu zachowujemy się inaczej, mówimy inaczej. Przed reżyserami zajmującymi się na co dzień kreowaniem rzeczywistości, udawaniem, twierdzeniem, że jest się kimś innym i tym podobne, otwierają się zupełnie inne możliwości pracy w chwili, gdy wszystkie te kwestie dezaktualizują się. Praca w mieszkaniach prywatnych oferuje artystom nowe konteksty narracji”3.

Joanna Warsza – jedna z współkuratorek – mówiła w cytowanej już rozmowie dla „Notesu”: „W zaproponowanych sytuacjach będzie odbywał się nieustający dialog pomiędzy inscenizacją a rzeczywistością. Ciekawią nas te momenty, kiedy proces «przedstawiania» załamuje się i wkracza doń realność lub błąd – (na przykład aktor zapomina tekstu łyżwiarz upada na lodzie)”4. Tych „otwartych szczelin” było czasem zbyt mało, jednak poszczególne działania pokazywały trudność przekraczania tych granic, jak w przypadku Krzysztofa Warlikowskiego i Małgorzaty Szczęśniak, którzy tworzyli jedynie pozór włączenia widza bezpośrednio w działania, ich praca była głęboko wpisana w tradycję teatru.

 

1 Autorewers historii, z Agnieszką Kurant rozmawia Roman Pawłowski, „Gazeta Wyborcza” 19-20 czerwca 2010.

2 Mieszkania X, rozmowa z Stefanie Peter, Anne Schulz oraz Joanną Warszą, „Notes na 6 tygodni” 2010 nr 61.

3 Matthias Lilienthal, X Wohnungen, Duisburg – Theater in privaten Räumen, Berlin 2003.

4 Mieszkania X.

p i k s e l