Rafał Węgrzyniak

 

komunizm i depresja

 

Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu

Mikołaj Gogol

rewizor

przekład: Julian Tuwim

reżyseria, sample, skrecze mentalne: Jan Klata

scenografia, reżyseria świateł: Justyna Łagowska

kostiumy: Mirosław Kaczmarek

premiera: 30 marca 2003

 

Rewizora Jana Klaty otwiera scena dyskotekowych tańców przy piosenkach zespołu Boney M. Zabawa odbywa się w sali konferencyjno-widowiskowej z estradą i ścianami wyłożonymi boazerią. Po bokach wiszą tablice z propagandowymi ulotkami, a pośrodku widnieje portret Edwarda Gierka. Spektakl nie dzieje się więc w Rosji pod panowaniem cara Mikołaja I, lecz w komunistycznej Polsce lat siedemdziesiątych. Podrygujący na parkiecie Horodniczy (Wiesław Cichy) jest prowincjonalnym działaczem PZPR w średnim wieku, sekretarzem komitetu miejskiego czy wojewódzkiego - sądząc z pojawiających się później górniczych akcesoriów, bodaj w Wałbrzychu. Otrzymawszy wiadomość, że do miasta ma przybyć rewizor, przerywa dyskotekę i zwołuje naradę lokalnego aktywu partyjnego. Na proscenium, przy stole nakrytym zielonym suknem, zastawionym popielniczkami, syfonami i paluszkami, zasiadają przedstawiciele nomenklatury: Sędzia (Dariusz Skowroński), Lekarz a zarazem dyrektor szpitala (Dariusz Maj), Wychowawca młodzieży czyli kurator oświaty (Ryszard Węgrzyn) i Naczelnik poczty (Andrzej Szubski). Niepokój zebranych potęguje chaotyczna opowieść otyłego Bobczyńskiego (Adam Wolańczyk) o zagadkowym gościu napotkanym w hotelowej restauracji. Gdy na pierwszym planie w kłębach papierosowego dymu toczy się gorączkowa narada, w głębi, na czerwonym płótnie ze styropianowych liter układany jest napis: „Ojczyzna to wielki, zbiorowy obowiązek. C.K. Norwid”.

Klata nie tylko zredukował tekst sztuki Gogola, pozostawiając zaledwie jedenaście postaci, ale przede wszystkim - niestety niezbyt konsekwentnie - spolonizował i uwspółcześnił realia. Rewirowy nosi więc mundur milicyjny i biały kask. W restaura- cji rozbrzmiewa piosenka Karela Gotta, a apatyczny kelner serwuje flaczki. Chlestakow (Piotr Kondrat) w dżinsach i skórzanej kurtce, z apaszką pod szyją i czerwoną torbą z napisem „Adidas”, jest typem playboya. Może być zarówno drobnym cwaniakiem, jak funkcjonariuszem Służby Bezpieczeństwa. Wszystkich jednak elektryzuje jako przybysz ze stolicy. Horodniczy, w asyście Dobczyńskiego (Tomasz Orpiński), wypija z Chlestakowem w restauracji kilka kieliszków, a list do żony pisze na odwrocie rachunku.

Grupa mężczyzn w waciakach, przy akompaniamencie Kolorowych jarmarków Janusza Laskowskiego buduje na przodzie sceny standardowe mieszkanie w bloku z wielkiej płyty, jakich wiele na wałbrzyskim osiedlu Piaskowa Góra. W dwóch pokojach, przedzielonych ścianą z drzwiami, mieści się regał z rozkładanym tapczanem, kanapa, kredens, a nawet wielka palma. Żona i córka sekretarza (Ewelina Paszke-Lowitzsch i Karolina Adamczyk) zajęte są pielęgnowaniem paznokci, lecz ukradkiem spoglądają na czarno-biały telewizor (na ekranie widać tylko obraz kontrolny). Młody Dobczyński wnosi do mieszkania ogromną makietę miasta z osiedlami, kopalniami, fabrykami i parkami oraz przekazuje list sekretarza. Matka i córka w popłochu przygotowują się na przybycie gościa, wyciągając z szafy najbardziej eleganckie stroje. Chlestakow wkracza do domu sekretarza już mocno pijany, wraz z miejscowymi działaczami. Wymienia z nimi wylewne pocałunki i uściski, wywołuje entuzjastyczne oklaski, należące do rytuału partyjnych zgromadzeń. Opowiada o stołecznych stosunkach i wysokiej pozycji, jaką zajmuje w aparacie władzy. Utrzymuje nawet, że napisał Kapitał Marksa stojący na półce. Wspomina spotkania z Niną Andrycz i Polą Raksą, a zwłaszcza z odtwórcą roli Hansa Klossa. Wszyscy zaczynają śpiewać piosenkę ze Stawki większej niż życie . Gospodarz wyciąga z sekretarzyka wódkę i wznosi kolejne toasty. Metodycznie upija gościa, który wreszcie pada nieprzytomny na makietę. Kobiety układają go na tapczanie. W trakcie rozbierania oceniają jego walory seksualne.

Akcja przenosi się z powrotem do sali. Od ustawionych w szeregu notabli Chlestakow przyjmuje łapówki, nie gardząc nawet drobnymi sumami. Z upodobaniem dręczy znerwicowanego nauczyciela, który ze strachu zasłabł i krztusi się, paląc otrzymanego papierosa. Chlestakow demonstruje łagodność, zgadzając się obejrzeć popis synka Dobczyńskiego w czapce górniczej, recytującego wierszyk „Kto ty jesteś? Polak mały”. Po odprawieniu towarzyszy Chlestakow przelicza przy stoliku pieniądze. Zza kulis wysuwa się grupa kobiet w żałobie z fotografiami mężów czy synów i płonącymi zniczami. Zaskoczony i nieco przerażony Chlestakow ucieka bez słowa. W mieszkaniu sekretarza pośpiesznie przygotowuje się do opuszczenia miasta. Wchodzi jednak córka gospodarza, niosąc zdobyte z trudem rolki papieru toaletowego. Dziewczyna prosi gościa o wpisanie do sztambucha wiersza, choć przypomina on sobie tylko Alarm Słonimskiego i Bagnet na broń Broniewskiego. Wciąga też mężczyznę w infantylną zabawę przy adapterze, z udziałem lalek i maskotek. Chlestakow usiłuje uwieść dziewczynę, ona zaczyna się bronić. Świadkiem szamotaniny staje się matka, również powracająca z miasta z papierem toaletowym. Chlestakow stara się wybrnąć z kłopotliwej sytuacji. Prosi o rękę córki, która właśnie włączyła hałaśliwy odkurzacz i zaczyna sprzątanie. Rodzice skwapliwie godzą się na małżeństwo. Przyszły zięć sekretarza, wyłudziwszy jeszcze pieniądze, odjeżdża jego - z trudem uruchomionym - małym fiatem. Pożegnaniu Chlestakowa towarzyszy piosenka Demisa Roussosa Goodbye My Love .

W ostatnim akcie rodzina sekretarza w sali konferencyjno-widowiskowej przygotowuje się do ślubu i wesela. Rozbrzmiewa tytułowa pieśń z wojskowej śpiewogry Katarzyny Gaertner Zagrajcie nam wszystkie srebrne dzwony . Córka przechadza się w białej sukni i welonie. Odświętnie ubrani rodzice planują już przeprowadzkę do Warszawy i projektują dalszą karierę. Przyjmują od miejscowej kliki prezenty - części zamienne do samochodu, magnetofon, białe goździki. Narastającą euforię zakłóca Naczelnik, odczytując przez mikrofon przechwycony list Chlestakowa. Zbulwersowani goście wyrywają go sobie z rąk. Towarzystwo rozprasza się na wieść o przyjeździe prawdziwego rewizora. Osamotniony, skompromitowany i załamany sekretarz w kółko powtarza pytanie „Z czego się śmiejecie?” na melodię piosenki Cała sala śpiewa z nami . Z tyłu unosi się czerwone płótno ze sloganem „Nowe czasy, nowe wyzwania”, odsłaniając tłum kobiet z fotografiami zmarłych. Upadek sekretarza okazuje się metaforą robotniczej rewolty z roku 1980. Wizerunek Gierka zastąpiony zostaje portretem Jaruzelskiego w wojskowym mundurze. Wkrótce ukazują się fotografie kolejnych rządzących - prezydentów Wałęsy i Kwaśniewskiego, premierów od Mazowieckiego do Millera. Na końcu pojawia się oblicze Leppera, co wywołuje gwałtowną reakcję widzów.

W wałbrzyskim Rewizorze dostrzec można drobne błędy w realiach, bo ani reżyser, ani twórcy scenografii, nie znają lat siedemdziesiątych z autopsji. Mieszkanie sekretarza PZPR jest zbyt ciasne i skromne, pozbawione ostentacyjnych przejawów zamożności. Na pewno stać go było na radziecki kolorowy telewizor i raczej nie jeździł małym fiatem, lecz co najmniej dużym. Choć niewątpliwie ten przeciętny status materialny umożliwia wielu widzom identyfikację z postaciami. Niektórym sytuacjom, zwłaszcza zakończeniu, rozegranemu właściwie wyłącznie środkami inscenizacyjnymi, należało nadać większą ostrość i ekspresję. Ale należy pamiętać, że Rewizor jest dopiero drugim, po zrealizowanym we Wrocławiu w ramach EuroDramy Uśmiechu grejpruta, przedstawieniem Klaty, mimo że krakowską szkołę teatralną ukończył on w roku 1997, razem z Grzegorzem Jarzyną. Na uznanie zasługuje nade wszystko odwaga reżysera w atakowaniu i prowokowaniu zbiorowej świadomości widzów. Z powodu zamknięcia kopalń i współpracujących z nimi zakładów dla wałbrzyszan upadek komunizmu i początek transformacji oznaczał przede wszystkim ekonomiczną degradację, masowe bezrobocie i cywilizacyjną zapaść. Miasto pogrążyło się w depresji. Z tym większą nostalgią jego mieszkańcy powracają do czasów prosperity, jakimi były dla nich lata siedemdziesiąte. Nic dziwnego, że w regionie władzę wciąż sprawuje SLD (z Wałbrzycha wywodzi się obecny sekretarz tej partii). Właśnie owym potencjalnym zwolennikom postkomunistów Klata zaproponował pozbawiony złudzeń obraz PRL, a zwłaszcza idealizowanej epoki Gierka.

Początkowo publiczność z wyraźnym rozrzewnieniem rozpoznaje w spektaklu przedmioty codziennego użytku czy szlagiery z tamtych czasów, by uświadomić sobie na końcu, że właśnie wówczas dokonała się zbiorowa demoralizacja. Na przekór obiegowym sądom spektakl przekonuje, że rozpowszechnienie korupcji, mafijne układy, cyniczne traktowanie spraw publicznych, zanik poczucia odpowiedzialności, bezwolność ogromnej części społeczeństwa i oczekiwanie przez nich na paternalistyczną, choć autorytarną władzę nie są bynajmniej rezultatem wprowadzenia demokracji i wolnego rynku, lecz dziedzictwem komunizmu. Klata niewątpliwie wyciągnął wnioski z lekcji Castorfa, mającego przecież ambiwalentny stosunek do NRD. Ukazał tandetność i amoralność codziennego życia Polaków w PRL, podkreślając wpływ ówczesnych zachowań czy mentalności na dzisiejsze postawy.

W spektaklu nietrudno dostrzec słabości, wynikające z ograniczonych sił i środków, jakie reżyser otrzymał do dysypozycji. Choć aktorzy na ogół z powodzeniem wcielają się w doskonale im znane prowincjonalne figury, nie stać ich raczej na bezwzględne potraktowanie postaci. Dlatego przedstawienie, mimo mnóstwa komicznych epizodów, nie wywołuje sardonicznego śmiechu. Lecz wałbrzyski Rewizor zasługuje na uwagę jako kolejna (choćby po Matce Joannie Marka Fiedora czy niespodziewanej Burzy Krzysztofa Warlikowskiego) próba rozpoznania i skomentowania rodzimej rzeczywistości społecznej, z nieodzownymi odwołaniami do przeszłości czy tradycji, podjęta przez reżysera z pokolenia Rozmaitości. Przy czym Klata, w przeciwieństwie do większości rówieśników, ma zarówno temperament publicystyczny, jak i sprecyzowane poglądy polityczne.

p i k s e l