Agata Chałupnik

kto się boi henrietty lacks?

 

 

Centrum Nauki Kopernik

koprodukcja: Nowy Teatr w Warszawie

HENRIETTA LACKS

reżyseria i dramaturgia: Anna Smolar, scenariusz: Anna Smolar, Marta Malikowska, Maciej Pesta, Sonia Roszczuk, Jan Sobolewski, muzyka: Natalia Fiedorczuk­-Cieślak, kostiumy: Anna Met,

premiera: 2 września 2016


„Pamięci fenomenalnej kobiety, żony i matki, która dotknęła życia wielu. Tu leży Henrietta Lacks (HeLa). Jej nieśmiertelne komórki będą pomagać ludzkości przez wieki. Nieskończona miłość i podziw od Twojej rodziny”. Tak brzmi epitafium na grobie Henrietty Lacks, tytułowej bohaterki przedstawienia Anny Smolar, wystawionego w Centrum Nauki Kopernik przy okazji Festiwalu Przemiany, który w tym roku odbywał się pod hasłem „Pokusa nieśmiertelności”. Formuła festiwalu, obejmująca publiczne dyskusje i wykłady, wystawy i warsztaty naukowe, podczas których naukowcy, filozofowie i artyści z różnych perspektyw przedstawiali kwestię nieśmiertelności i granic życia, stanowi istotny kontekst dla przedstawienia. Anna Smolar z kwartetem aktorów z Teatru Polskiego w Bydgoszczy, będących także współtwórcami scenariusza, wpisała się w ową debatę o nieśmiertelności, opowiadając historię nieśmiertelnych komórek HeLa i ich dawczyni.
Henrietta Lacks była czarnoskórą pacjentką szpitala Johna Hopkinsa w Baltimore, która w wieku trzydziestu lat zachorowała na raka szyjki macicy. Guz wycięto, pacjentkę poddano radioterapii, ale na skutek przerzutów kilka miesięcy później (4 X 1951) zmarła. Pobrane przy okazji leczenia komórki zaczęto mnożyć w laboratorium, co doktorowi George’owi Geyowi ze szpitala Hopkinsa pozwoliło zacząć snuć marzenia o Nagrodzie Nobla. Pobrane bowiem od Henrietty komórki okazały się nieśmiertelne (przy poprzednich próbach hodowle komórek błyskawicznie obumierały). Komórki HeLa – tak je bowiem nazwano – pomogły opracować szczepionkę na polio i wiele terapii antynowotworowych; były pierwszymi sklonowanymi komórkami i pozwoliły udoskonalić procedurę zapłodnienia in vitro; poddawano je działaniu promieniowania i wysyłano w kosmos; testowano na nich leki na AIDS, opryszczkę i grypę. Do 2009 roku opublikowano sześćdziesiąt tysięcy (sic!) artykułów naukowych opartych na badaniach z ich użyciem, a w laboratoriach na całym świecie wyprodukowano wiele ton nieśmiertelnych komórek Henrietty Lacks. No cóż – przypomina Anna Smolar – szkoda tylko, że samej Henrietty nikt nie zapytał o zgodę…
Henrietta Lacks i jej historia staje się w jej przedstawieniu figurą rozmaitych pytań i wątpliwości – poznawczych, etycznych, politycznych i filozoficznych, jakie rodzi współczesna nauka, oglądana oczami laika – zwykłego człowieka, artysty, humanisty, pacjenta. Krzyżują się tu wątki klasowe, rasowe i genderowe. Pojawiają się pytania dotyczące relacji: lekarz – pacjent i uczony/podmiot – przedmiot badań. Komórki Henrietty pozwoliły opracować tysiące patentów i wygenerowały milionowe zyski, tymczasem jej rodziny nie stać było na ubezpieczenie zdrowotne. Ba! – przez wiele lat dzieci Henrietty nie wiedziały, że ich mama – w pewnym sensie – żyje nadal w zaciszu laboratorium, w gniazdku szalki Petriego (ważny rekwizyt w przedstawieniu Anny Smolar), chociaż jej ciało pochowano w bezimiennym grobie. (Upamiętniający Henriettę kamień nagrobny dopiero w 2010 roku ufundował czytelnik opowiadającej jej historię książki Rebeki Skloot.) Przystępując do leczenia, nie poinformowano Henrietty o jego skutkach – i o tym, że będzie bezpłodna (myślała o kolejnym dziecku). Czy zapytano by ją o zgodę i potraktowano by inaczej, czy inaczej potraktowano by jej dzieci, gdyby była biała? Gdyby była wykształconą kobietą z klasy średniej? Gdyby była mężczyzną? Równie protekcjonalnie i przedmiotowo, jak lekarz ze szpitala Hopkinsa potraktował Henriettę, dr Gey traktuje swoją asystentkę, pannę Mary Kubicek, karmiącą komórki koktajlem z krwi pępowinowej i kurzych wątróbek: nauka to męski biznes. Grana przez Sonię Roszczuk miss Kubicek, znerwicowana okularnica pozostająca w emocjonalnej relacji ze swoimi hodowlami i doglądająca ich po nocach, kiedy tylko komórki zaczynają się mnożyć, zostaje przez swojego szefa chłodno odesłana do domu. Dr Grey najwyraźniej obawia się, że musiałby się podzielić sukcesem z asystentką. To, być może, kolejny przykład zjawiska znanego jako „efekt Matyldy” – od imienia amerykańskiej abolicjonistki, feministki i publicystki Matyldy Gage, która w książce Woman as Inventor zwróciła uwagę na to, jak częstoodkrycia naukowe kobiet są bagatelizowane albo przypisywane mężczyznom, jak lekceważy się ich wkład w badania, a ich rola uznawana jest za pomocniczą. Tak właśnie z historii opisania podwójnej helisy DNA została wykluczona Rosalind Franklin.
Ale Henrietta jako figura bioetycznych pytań w przedstawieniu Anny Smolar, na szczęście, obrasta ciałem: ze spektaklu dowiemy się także, że była szczęśliwą i oddaną matką (słyszymy echo jej czułych rozmów z dziećmi), atrakcyjną kobietą (jeszcze po śmierci jej wyniszczone chorobą ciało jest piękne, skóra – aksamitnie gładka, a pełne usta nie tracą zmysłowego wyrazu) i bardzo lubiła tańczyć. Grająca Henriettę Marta Malikowska, w pięknej czerwonej sukni, z ułożonymi à la Olivia de Havilland włosami, zwierzając się przyjaciółce z niepokojącego bólu brzucha podczas szalonej potańcówki, popisuje się efektownym boogie woogie.
Swing nadaje zresztą dynamiczny rytm całemu przedstawieniu: powracająca kilkakrotnie scena stepowania, jakby wyjęta z filmów z Fredem Astairem, pozwala wczuć się w klimat epoki i złapać oddech, ujmując w teatralny cudzysłów poważne pytania zadawane przez artystów. Tych popkulturowych nawiązań jest zresztą sporo. Punktem wyjścia jest telewizyjny talk show: oto gośćmi Oprah Winfrey Show tego wieczoru będą medialna gwiazda lat dziewięćdziesiątych, owieczka Dolly (Sonia Roszczuk), która będzie mówić o tym, jak sobie radzi z popularnością, nieco neurotyczny Pan Rak (Jan Sobolewski) oraz ojciec komórek HeLa, doktor George Gey (Maciej Pesta). W kolejnej scenie, jakby wyjętej z popularnonaukowego programu telewizyjnego, Sonia Roszczuk jako fanatycznie oddana pracy Mary Kubicek, będzie opowiadać o hodowli komórek i szalkach Petriego; będziemy też mogli przyjrzeć się nieśmiertelnym komórkom na ekranie. Forma talk­‍-show – tym razem podgrzewających emocje Rozmów w toku – powróci pod koniec przedstawienia, gdy dzieci Henrietty, spanikowane i najwyraźniej nieprzygotowane do takiej rozmowy, będą pytane o swój stosunek do komórek HeLa i relację z mamą.
Dużo się w ogóle dzieje w dialogach: owych talk­‍-shows, w wywiadach z doktorem Geyem i Mary Kubicek czy też w rozmowach wymyślonych i abstrakcyjnych – jak w rozmowie doktora Geya z Henriettą, a właściwie – komórkami HeLa. Te abstrakcyjne dialogi zderzone zostają z dosłowną sceną badania ginekologicznego, która dzięki efektownej czerwonej sukience Henrietty, tak bardzo nie na miejscu w skrzydle dla czarnoskórych pacjentów szpitala Johna Hopkinsa, zyskuje niepokojący wymiar i każe pomyśleć o różnych wymiarach uprzedmiotowienia kobiecego ciała: matki, aktorki, pacjentki, pracownicy sektora usług seksualnych.
Te zabiegi pozwalają umiejscowić historię Henrietty w czasie i przestrzeni i odczytać ją przez pryzmat szerszych procesów społecznych, ale także – różnych mediów; przypominają też, że jesteśmy w teatrze – a może jednak nie? Anna Smolar i jej zespół bawią się formą wykładu performatywnego (formą – dodajmy – jak najbardziej na miejscu w sali audytoryjnej w Centrum Nauki Kopernik). Można by powiedzieć, że rozbierają tę formę na czynniki pierwsze, biorą w cudzysłów. Konferencja naukowa zmieni się zatem w talk­‍-show, w laboratorium będziemy stepować i śpiewać o szalkach Petriego, a jeśli mamy rozmawiać o klonowaniu i nieśmiertelnych komórkach HeLa, to dlaczego nie oddać głosu pierwszej (i najsławniejszej) sklonowanej istocie? Ale też – pozwalają spojrzeć na odkrycia naukowe niejako od podszewki. Nieśmiertelna linia komórkowa, dzięki której w medycynie i biologii ostatniego półwiecza dokonał się taki postęp, nie wzięła się znikąd. Wzięła początek w ciele młodej atrakcyjnej czarnoskórej mieszkanki Wirginii, która w 1951 roku zmarła na raka szyjki macicy, lubiła tańczyć i była czułą matką.
Przedstawienie ogląda się z przyjemnością. Ma wyrazisty rytm, jest dowcipne i brawurowo zagrane. Ale najmocniejszą stroną wydaje mi się jego konstrukcja: pytania o granice życia i śmierci, o jednostkową tożsamość, o nieśmiertelność, o granice wolności nauki, jakie sobie stawiamy wychodząc, niesie sama historia Henrietty Lacks opowiedziana przez Annę Smolar. A zatem kto się boi Henrietty Lacks?

 

Bibliografia:
Skloot, Rebecca, Nieśmiertelne życie Henrietty Lacks, przeł. U. Gardner, Warszawa 2011.

p i k s e l