Grzegorz Stępniak

that’s so gay!

 

 

Pink Mama Theater

DYNASTIA

idea, reżyseria, scenografia, kostiumy: Sławek Bendrat i Dominik Krawiecki, choreografia: Sławek Bendrat, dramaturgia: Dominik Krawiecki, reżyseria światła: Andac Karabeyoglu, opracowanie muzyczne: Jonas Weber, premiera: 20 lutego 2015 w Dampfzentrale Bern


Kiedy usłyszałem, że Pink Mama Theatre, słynący z queerowych poszukiwań artystycznych, pokaże w Krakowie spektakl zatytułowany Dynastia, do głowy od razu przyszedł mi serial stacji ABC. Emitowany w Polsce z opóźnieniem, bo w latach 1990­‍-1993 (podczas gdy w USA gromadził miliony widzów przed telewizorami od 1981 do 1989 roku), opowiada barwne i dramatyczne losy obrzydliwie bogatego rodu Carringtonów. Jego nestor, Blake, rozwiedziony z przebiegłą i okrutną Alexis Colby, z którą ma dwójkę dzieci, żeni się z potulną Krystle. Krótko potem w rodzinie wybucha zaciekła rywalizacja między aktualną a byłą małżonką, a jej zwieńczeniem są malownicze, pełne dramatyzmu, a przede wszystkim na wskroś kampowe, sceny słownych i fizycznych utarczek, z których najsłynniejsza znajduje finał w przydomowym basenie. Wydarzenia, obfitujące w kolejne intrygi, skandale, zdrady, romanse, pojawiających się dosłownie znikąd, cudem odnalezionych krewnych i dość śmiałe obyczajowo, jak na tamte czasy, sceny seksu, z dzisiejszej perspektywy budzą głównie pełen kulturowej wyższości i pogardy uśmiech. W momencie premiery jednak były oglądane z wypiekami na twarzy przez miliony widzów na całym świecie, spragnionych blichtru, sensacji obyczajowej i czerpiących nieskrywaną przyjemność z obserwowania życia fikcyjnych milionerów. Nie wspominając o tym, że serial na dobrych parę lat zdefiniował i ustanowił performatywne sensy wokół terminu „dynastia”, od tej pory kojarzonego przede wszystkim z miłosnymi i finansowymi perypetiami rodu Carringtonów.
Wspominam o tym serialu nie tylko jednak dlatego, że łączy go z omawianym spektaklem tytuł, czy nawet nie z powodu, że jest to moje pierwsze z nim skojarzenie. Raczej dlatego, że telewizyjna Dynastia na trwałe weszła do kanonu kampowej współczesnej sztuki, a jej bohaterowie, przede wszystkim Alexis i Krystal, stały się gejowskimi ikonami. Założona przez Sławka Bendrata i Dominika Krawieckiego w 2011 roku w szwajcarskim Bernie międzynarodowa kompania teatralna Pink Mama Theatre uprawia właśnie teatr kampowy, a jej wrażliwość kulturowa i styl wiele wspólnego mają i z samym serialem, i z queerowymi jego wariacjami. Blichtr, przesada, sztuczność i hiperbola, początkowo wykorzystywane w produkcji ABC nieświadomie, z upływem lat coraz bardziej ogrywane, definiują również kształt Dynastii, szóstego w dorobku Pink Mama Theatre przedstawienia, zaprezentowanego na początku lipca w Małopolskim Ogrodzie Sztuki w Krakowie. Podobnie jak w przypadku wcześniejszych prac grupy, jego estetykę wyznaczają elementy teatru tańca, wprzęgnięte w dramatyczną akcję, pulsująca elektroniczna muzyka i właściwy choćby amerykańskiemu teatrowi gejowskiemu z lat dziewięćdziesiątych rodzaj parodystycznego, prześmiewczego podejścia do kwestii gender, ról społecznych i norm kulturowych. Inspiracją do powstania spektaklu był dramat Eurypidesa Bachantki, który został potraktowany dość swobodnie, choć jego zarys fabularny stanowi zarazem dramatyczny trzon przedstawienia. Odpowiedzialny za dramaturgię i scenografię Krawiecki, wcielający się rolę Pentheusa, wraz z autorem choreografii i kostiumów Sławkiem Bendratem, grającym Ino, jedną z trzech tytułowych Bachantek, traktują antyczną sztukę i perypetie królewskiej rodziny władającej Tebami tak, jakby mieli do czynienia z operą mydlaną. Co więcej, takie podejście do tekstu Eurypidesa wydaje się jak najbardziej usprawiedliwione. Podobnie jak w świecie Carringtonów, tak i tutaj bohaterowie pochodzą ze znamienitej rodziny, o której świetności zaświadcza jednak nie bogactwo, ale koligacje z olimpijskimi bogami. W dodatku tu również nie brak skandali, związanych z romansami i niuansami biologicznego pokrewieństwa, które, jak podpowiada Judith Butler w Żądaniu Antygony, jest w antycznych utworach przyczyną bolesnych doświadczeń, ponieważ poprzez więzy krwi spełnia się wiszące nad postaciami fatum.
Tragizm daje się wyczuć już w szkicowym streszczeniu przebiegu wydarzeń. Oto w Tebach zjawia się Dionizos – wnuk byłego króla, Kadmosa, syn Zeusa i zmarłej córki władcy, Semele –  i postanawia zaprowadzić tu swoje rządy. Chce tym samym pozbawić mocy swego kuzyna, prawowitego monarchę polis, Pentheusa, którego matka, Agaue, wraz ze swoimi dwiema siostrami: Ino i Autonoe, jest wyznawczynią nowej, niebezpiecznej wiary i zatraca się w orgiastycznym szale, oddając cześć Dionizosowi, bogowi erotycznego rozpasania i ekstatycznych libacji. Walka o władzę między Pentheusem a Dionizosem przybiera na sile i intensywności, a w miarę rozwoju akcji zostają w nią zaangażowane wszystkie strony konfliktu, spokrewnione, rzecz jasna, między sobą.
Zawikłane losy tebańskiego rodu stają się w spektaklu doskonałym wehikułem do ukazania serii prześmiewczych, karykaturalnych i na wskroś kampowych scenek, wydobywających całą absurdalność i kiczowatość fabuły. W tym ujęciu Dionizos, grany przez Marka Wieczorka, z rodzajem emfazy i czymś, co nazwać można „pedalskim przegięciem”, staje się rozkapryszonym i rozpieszczonym intrygantem, targanym przez homoerotyczne żądze i pragnienia. Pentheus, prezentowany z wykorzystaniem podobnego zestawu środków aktorskich, właściwych konwencjom teatru gejowskiego, na czele z ostentacyjnie eksponowaną sztucznością w mowie i ruchach, wydaje się wzięty wprost z serialowego świata, gdzie kreować by mu przyszło pewnie stereotypową postać homoseksualisty. Kadmosa gra francuski długowłosy aktor o androginicznej urodzie, Valentin Markus Opperman – w niektórych scenach z delikatnym obcym akcentem wypowiada kwestie po polsku, w innych natomiast wykonuje dość skomplikowane układy choreograficzne. Zeusa gra pochodzący z Burkina Faso Ahmed Soura. Spektakl otwiera jego solowy taniec, w którym półnagie, czarne, umięśnione, imponująco sprawne i elastyczne ciało performera wygina się w sekwencjach konwulsyjnych ruchów. Jego odmienność rasowa tworzy efekt dysonansu między antycznym tekstem a materialnością spektaklu. Nie przywykliśmy do tego, żeby klasycznie „białe role” kreowali aktorzy o innym kolorze skóry. Potencjalna wywrotowość tego zabiegu nie zostaje jednak do końca wykorzystana. Co więcej, wydaje mi się, że ciało Ahmeda przez twórców Dynastii jest momentami uprzedmiotowianie i fetyszyzowane, traktowane jak egzotyczny i atrakcyjny teatralny znak. Do trzech bachantek należy większość scen tanecznych, które stanowią kontrapunkt dla dramatycznych sekwencji z udziałem Pentheusa i Dionizosa. Role dwóch bachantek obsadzone są na zasadzie cross­‍-dressing: Ino gra Sławek Bendrat, Autonoe – Tomasz Pomersbach. Jedyną biologiczną kobietą jest Hiszpanka, Miryam Garcia Mariblanca, grająca Agaue. Ubrane w czerwone zwiewne spódnice bachantki z odsłoniętymi torsami wiją się w ekstatycznym szale po scenie, ślepo podążając za swoim bogiem.
Stworzony przez Pink Mama Theatre świat jest ostentacyjnie sztuczny, co podkreśla scenografia, której punktem centralnym jest imitująca fototapetę projekcja przedstawiająca najpierw surowy skalisty kanion, a później wzburzone morskie fale. W kilku ostatnich scenach pojawia się gigantyczna dmuchana orka, kojarząca się z kiczem akwaparków, na której jeżdżą i którą bawią się kolejne postacie. O ile rozumiem zasadność interpretacyjnego zabiegu, wyrastającego z queerowej i feministycznej strategii „odczytywania pod włos” kanonicznego tekstu, spopularyzowanej choćby przez Eve Kosofsky Sedgwick w fundacyjnej dla queer studies książce Epistemology of the Closet, o tyle nie do końca podoba mi się jego realizacja. Wyraźnie dominująca w spektaklu gejowska estetyka, wyrastająca z tradycji charakterystycznej choćby dla drag queen shows, zasadzającej się na cross­‍-genderowych przebierankach (w drugiej części spektaklu Pentheus jest ubrany w spódniczkę, perukę, a na twarzy ma makijaż), wydała mi się, w kontekście wywodzącej się z queerowych subkultur współczesnej sztuki, anachroniczna i dość toporna. Zwłaszcza gdy pomyśleć o tym, że kobiece role i kolejne seksualne konfiguracje odgrywają tutaj wyłącznie biali, cis­‍-genderowi mężczyźni (ich płeć biologiczna zgadza się z kulturową). Rozumiem, oczywiście, intencje kryjące się za Dynastią, wśród których prym wiedzie zapewne chęć ukazania genderowej płynności, legitymizacja gejowskiego pragnienia, zniesienie społecznego tabu dotyczącego męskiej cielesności i seksualności, tutaj wielokrotnie obnażonej w kolejnych tanecznych i dramatycznych scenach. Te pierwsze, z początku interesujące i kunsztownie poprowadzone, w miarę rozwoju akcji stają się coraz bardziej przewidywalne i kiczowate, a w ostatnich sekwencjach przypominają tandetne choreografie z gejowskiej dyskoteki i, jak mniemam, nie jest to bynajmniej zamierzony efekt. Zdecydowanie gorzej wypadają aktorskie kwestie, wypełnione wypowiadanymi sztucznie i z pewną nieudolnością, maskowaną „pedalskim przegięciem” właśnie. Pink Mama Theatre szumnie nazywa się „teatrem queerowym”, ale estetycznie, ideowo i treściowo zdecydowanie bliżej im do pojmowanego dość prosto teatru gejowskiego, w którym mężczyźni, ich tożsamości i seksualność są na pierwszym planie. Nie ma w tym oczywiście nic złego, a tego typu zespół teatralny uważam nawet za potrzebny. Gorzej, że sami zainteresowani dali się złapać w ideologiczną i kulturową pułapkę. Wizja gejostwa i jego kulturowe reprezentacje w Dynastii bazują na cechach stereotypowo przypisywanych męskim homoseksualistom, takich jak kapryśność, zniewieścienie, emfaza, przesada, sztuczność. W bardzo niewielu scenach te cechy zostają ograne i stematyzowane w kampowy, ostentacyjny sposób. Ograniczenie spektrum „gejowskiej wrażliwości” i tożsamościowych planów oraz estetyki w spektaklu Pink Mama Theatre przyczynia się natomiast do podtrzymania opresyjnego wizerunku męskiego homoseksualizmu. Co więcej, nie eksplorując jego rozmaitych wariantów i odmian; Krawiecki i Bendrat zwyczajnie stają się w swoich scenicznych działaniach wtórni. Do tego stopnia, że aż chce się skwitować ich spektakl obraźliwie brzmiącym anglojęzycznym powiedzeniem „that’s so gay” (to takie pedalskie), które na początku lat dziewięćdziesiątych chciała przedefiniować punkowa gejowska kapela z San Francisco, Pansy Division. Z właściwą sobie ironią, poczuciem humoru, dystansem, znajomością subkulturowych kodów i lekkością, których zdecydowanie brakuje Dynastii,zespół zatytułował tak jeden ze swoich utworów, wykpiwając w ten sposób zawarty w tym powiedzeniu potencjał opresyjny. I choć jestem jak najdalszy od tego typu politycznie i obyczajowo krzywdzących stwierdzeń, to tekst, a zwłaszcza tytuł wspomnianej piosenki Pansy Division natarczywie powracał, w swoim pierwotnym sensie, w moich myślach podczas oglądania spektaklu Pink Mama Theatre.

p i k s e l