JOANNA JOPEK

Dumanowski soundsystem – drama polska

 

 

Radio Kraków

DUMANOWSKI – DOKUMENTY Z ODNALEZIONEJ BIOGRAFII

na podstawie powieści Dumanowski Wita Szostaka

reżyseria: Jan Klata, dramaturgia: Sebastian Majewski, premiera: 11 listopada 2012

 


Jest 5 września 1924 roku, marszałek Piłsudski, zwany dziś ojcem narodu polskiego, przemawia: „Stoję przed jakąś dziwną trąbą i myślę, że głos mój ma się oddzielić ode mnie i pójść w świat beze mnie, jego właściciela. Zabawne pomysły mają ludzie! Doprawdy, trudno się nie śmiać z tej dziwnej sytuacji, w której nagle głos pana Piłsudskiego się znajdzie. Wyobrażam sobie tę zabawną chwilę, gdy jakiś ananas korbą nakręci, śrubkę naciśnie i jakaś trąba, zamiast mnie, gadać zacznie. Ciekawe! […] Więc głosem z trąby błagam: matki i ojcowie, gdy sami śmiać się nie możecie, w kąt rzućcie instrumenty pedagogiczne, gdy wesoły srebrny dzwonek roześmianych buziaków dziecinnych w waszych domach się rozlega. Niech się śmieją polskie dzieci śmiechem odrodzenia, gdy wy tego nie umiecie! A gdy wam teraz do śmiechu już usta się układają, śmiejcie się do woli, gdy ja z tej trąby was żegnam pustym, dziecinnym, żołnierskim śmiechem i słowem: do widzenia! 5 września 1924” Nagranie rejestruje firma Rudzki (dzisiaj posłuchać go można np. na portalu – nomen omen – youtube.com).
Jest 11 listopada 2012, na falach Radia Kraków w samo południe, tuż po odmienionym, jakby surowszym, ostrzejszym hejnale, rozlega się „cudownie odnalezione” nagranie innej mowy Piłsudskiego, zapis – jak ten ze zbiorów firmy Rudzki – kończy się datą; dźwięki nieco rozmazują się w kadencjach zdania, trudno dosłyszeć dokładnie datę roczną: 1923? A może 2023? Marszałek „głosu swojego udziela” i nagrywa odezwę, by przypomnieć i polecić pamięci wszystkich Polaków postać Józafata Dumanowskiego, „ojca naszej niepodległości”. Od tej pory radio co godzina nadaje komunikaty w niezmiennym rytmie: jedna z trzech dziwnych reklam (klubu „masażu relaksacyjnego” przy ul. św. Filipa, dwóch biografii Dumanowskiego albo zakładu odczytu starych zdjęć) – wiadomości i prognoza pogody – audycja poświęcona Dumanowskiemu. Serwis informacyjny niewiele się przez tych parę godzin zmienia – najpierw wgląd w stolicę, gdzie Marsz Niepodległości i jego blokada, manifestacje i kontrmanifestacje, potyczki z policją. Później Kraków: wizyta Jarosława Kaczyńskiego na Wawelu, kazanie kardynała Dziwisza, wspólne śpiewanie przez krakowian pieśni patriotycznych na Rynku. Raz po raz serwis przerywa slogan-dżingiel: „Dumanowski: bez niego nie byłoby wolnej Polski”.
Charakterystyczna intonacja Piłsudskiego, realizująca się w zdaniach żołnierskich, dykcji wodzowskiej, głosie rzeczowym o – zdawałoby się – niepodrabialnym, osobliwym akcencie, zostaje w mowie „cudownie odnalezionej” i zaprezentowanej na antenie Radia Kraków niemal co do joty, po mistrzowsku przekalkowana (głosu Piłsudskiemu użycza Mieczysław Grąbka). Źródłem i pożywką dla mistyfikacji jest tu wyraźnie wspomniane (w samym słuchowisku, oczywiście, nie wskazuje się źródła) nagranie Piłsudskiego z roku 1924, które przywędrowało do adaptacji Klaty i Majewskiego być może z niedawnej realizacji Aleksandry. Rzeczy o Piłsudskim Marcina Libera z wałbrzyskiego teatru. Odwzorowanie (w mowie o Józafacie Dumanowskim) obejmuje tak ton i manierę głosu marszałka, jak szumy, trzaski i tło dźwiękowe nagrania z firmy Rudzki: całą audiosferę związaną z analogowym przedwojennym zapisem. Co równie ważne, Klata i Majewski zachowują retorykę „odezwy” Piłsudskiego: jego fenomenalne, radosne, niemal dziecięce (acz bardzo rzeczowe) zadziwienie medium, możliwością nagrania swojego głosu i projektowania go na przyszłość, w której – oderwany od źródła, od jego osoby – będzie nadal istniał („dlatego nagrywam swój głos, głos pana Piłsudskiego, który zamiast mnie gadać zacznie” – powiada Piłsudski Grąbki). To ono zdaje się główną pożywką dla słuchowiska Klaty, mocno wyczulonego i wyraźnie zorientowanego na sam fenomen głosu, fizyczność zapisu, dynamikę nagrywania i odsłuchiwania (w różnych miejscach, np. prywatnych domach i w różnych sytuacjach; w przestrzeni nieograniczonej mentalnie ani fizycznie architekturą teatralną). Dumanowski wykorzystuje do cna możliwości inscenizowania sfery audio; rozgrywając sensy właśnie w tym miejscu, w audycji na falach i w różnych jej rejestrach, modi komunikatów i sposobach inscenizowania dźwięków – jako środowisku naddanym, odsłoniętym w swojej medialności.
Fikcyjna biografia Józafata Dumanowskiego (wymyślona przez Wita Szostaka, którego powieść Dumanowski jest punktem wyjścia słuchowiska), żyjącego 123 lata, a urodzonego w roku ostatniego rozbioru Polski, zostaje rozpisana na różne głosy, dokumentacje, nagrania i włożona w ramy audycji radiowej, przez którą stacja – odkrywając postać zapomnianego bohatera i ujawniając sensacyjne dokumenty – pragnie uczcić święto 11 Listopada. Prym w tej opowieści wiedzie nieszczególnie inteligentna, pełna natomiast kurtuazji i świadomości posłannictwa dziennikarka radiowa (Anna Radwan-Gancarczyk), w studio zasiadają także dwaj lekko nudnawi biografowie i odkrywcy dokumentów dotyczących Dumanowskiego (Juliusz Chrząstowski i Zbigniew Ruciński), zapalony acz nieco zarozumiały doktorant i badacz fenomenu poetów niepiszących (Wiktor Loga-Skarczewski) oraz egzaltowana literaturoznawczyni, profesor Ogińska (Ewa Kolasińska).
W studio panuje nieustanny ruch i harmider, wstążki głosów, rozmów, dyskursów i relacji przecinają się raz po raz: a to zgromadzeni w studio goście, nieświadomi tego, że są na antenie, zakłócają serwis informacyjny i prognozę pogody, dyskutując zawzięcie o odkrytym przemówieniu Piłsudskiego (ścieżki z dwóch kanałów znacząco nakładają się na siebie); a to biografowie, którym z atencją głos oddaje literaturoznawczyni, kłócą się zajadle, nie mogąc ustalić podstawowych faktów i dat. Albo znów Samuel Akademicki wyjmuje i komentuje kolejne zdjęcia Dumanowskiego, obrazki Grottgera, odnaleziony dramat Marsz Józafata...
Dziennikarka kulturalna dwoi i się troi, by podołać także relacjom licznych zewnętrznych świadków bądź z miejsc związanych z Dumanowskim – nawiązuje połączenie telefoniczne z wnukiem przyjaciela Józafata w Cape Town, rozmowa niespodziewanie się urywa (nie wiadomo: ze względu na odległość czy jej niewygodny dla feministki, śliski erotycznie temat?) – by płynnie przejść w opowieść niejakiego D’Annunzia, podawaną w formie audiobooka, a inspirowaną przyjaźnią obu mężów. W relacji z Teatru Słowackiego przedstawione zostają fragmenty „czytania performatywnego” rzeczonego (romantycznego w najgorszym stylu) Marszu Józafata, a słuchowisko w słuchowisku zagarnia kolejne trzy części Dumanowskiego. Jest jeszcze wątek miłosny, z oddaniem opowiadany przez panie (chyba w ramach wprowadzania „narracji kobiecej”, której zwolenniczką jest niejaka Karolina Bronowicka, socjolożka).
Nie rezygnuje się tu też z możli­woś­ci tradycyjnego radiowego słuchowiska i jego efektów: rozlega się głos Słowackiego zaklęty w kościele Bonifratów, biją dzwony, biegną konie, Słowacki, Mickiewicz i Dumanowski wybierają się na „świtezianki” na św. Filipa, ktoś (Mickiewicz? Słowacki?) – kto naśladuje głos Jana Pawła II – wygłasza profetyczną mowę, grupa jenerałów próbuje zamachu stanu (bez przekonania, ale z godną sprawy oprawą muzyczną). „Prawdy” o bohaterze nie zdradza się tu aż do finału, w którym Dumanowski (Krzysztof Globisz) spotyka autora swojej biografii, Wita Szostaka (we własnej osobie). Jeszcze w trakcie, raz po raz Dumanowski wymyka się jednak dziennikarce z rąk; pomyli strefy czasowe, żarcik się nie uda, goście pokłócą, ktoś powie coś niewygodnego albo jej „rozmontuje paradygmat romantyczny”. Ale i nieustannie formuły audycji kulturalnej pilnuje: zagai, zaproponuje „polską” piosenkę, ogłosi prognozę pogody, zada zagadkę widzom. Tyle że w oczekiwaniu na odpowiedź słuchaczy leci piosenka reggae z otwierającą frazą: Keep on knocking, but you can’t come in (muzyka zresztą nieustannie i niezwykle udatnie sabotuje całe jej przedsięwzięcie; nawiasem mówiąc przy inwencji muzycznej Klaty prezentowana tymczasem stała ramówka Radia Kraków wypada wyjątkowo smutno i blado).
Mimo nieustannego ruchu w tej opowieści, w Dumanowskim panuje zaskakujący bezruch. Nie chodzi o to tylko, że niekiedy natrętnie znaczony kostium „prawdziwej” audycji rozchodzi się w szwach, ogrywane w rozmaitych figlach wątki radiowe wypadają mało przekonująco albo opowieść dłuży się, rozpada na niezliczone wątki poboczne. Ważniejsze jednak jest to, że pod powierzchnią wielogłosowej, pęczniejącej, rozprzestrzeniającej się w różnych kierunkach audiosfery kryje się przepaść; Dumanowski jest jakby całkowicie zamknięty w swojej szkatułkowej formie, stanowi rodzaj gabinetu luster, kolejnych „słuchowisk w słuchowiskach”, teatrów w teatrze. Za samą wartko płynącą akcją Dumanowskiego czają się pustka, nuda, uśpienie, a w rezultacie: niepokój. Tak dzieje się, na przykład, w wątku rewolucyjnym: jenerałowie przygotowują zamach stanu, który rozchodzi się po kościach w towarzyskim spotkaniu z Dumanowskim przy kieliszku; jeszcze w tle słychać zagrzewające do boju Come with me, ale wszyscy już wiedzą, że Republika lubi swój stan uśpienia, ruchu nie będzie. Taki też obraz Krakowa – miejsca bezpiecznego, poza wichrami dziejów – buduje w swojej powieści Szostak; słuchowisko Klaty i Majewskiego podejmuje ten (bez)ruch, ale i wyraźnie go wyostrza, stawia jako problem i znacząco przenosi akcenty: alternatywna historia Krakowa i Polski, przez którą prowadzi postać Dumanowskiego, to matnia głosów, kolejnych i jakby samoistnie wytwarzających polskich dramatyzacji (powstałych na znanych wzorcach i wątkach), wieczne powtórzenie, bez źródła, esencji czy ciężaru. Keep on knocking, but you can’t come in.
Przed premierą słuchowiska zapowiadano zdarzenie na miarę Wojny światów Orsona Wellesa w Mercury Theatre na antenie radia CBS z roku 1938 – słynnej audycji o napadzie Marsjan na Ziemię, która to mistyfikacja spowodowała wielką panikę wśród bezkrytycznie wierzących w media słuchaczy. To porównanie zdecydowanie na wyrost albo wyraz myślenia życzeniowego dziennikarzy Radia Kraków, którzy raczej podtrzymywali w materiałach prasowych wersję o odkrytym bohaterze narodowym; Dumanowski nie jest tak totalną ani tak dokładnie przygotowaną mistyfikacją. Zresztą – twórcy zdają się w co innego celować; operacja przez nich przeprowadzana jest nieco bardziej delikatna, dużo ciekawsza i – znacznie mniej niewinna. Jeśli w Wojnie światów udało wywołać się efekt realności w odniesieniu do fikcyjnej powieści H.G. Wellsa, to w przypadku radiowej adaptacji Dumanowskiego Szostaka kierunek jest wręcz przeciwny: nie fikcja zyskuje tu znamiona historycznej, potwierdzonej dokumentacją prawdziwości, a relacje „prawdziwe” i doniesienia medialne z rozruchów w dzień Święta Niepodległości, podawane w serwisach informacyjnych okalanych przez słuchowisko, zarażonych jego wirusem – zyskują znamiona fikcji, zostają wpisane w szereg polskich dram i teatrów. Dołączają do audiosfery, zyskując status kolejnych głosów oderwanych od źródła, wątków znanej i stałej opowieści, nieustannie powtarzanej i samo wytwarzającej się.

W Święto Niepodległości AD 2012, w alternatywnej historii wytwarzanej przez trzech dj-ów, Klatę, Majewskiego i Szostaka, alternatywa nie oznacza ani dodawania narracji innych, podkopywania oficjalnej historii przez wątki dotychczas niewidoczne (jak w przypadku Aleksandry. Rzeczy o Piłsudskim), ani – tym bardziej – mrocznej operacji nacinania mitu tożsamościowego i inwazyjnego, interwencyjnego ustanawiania jego nowych reguł (jak w W imię Jakuba S.) W Dumanowskim nie ma interwencji ani – właściwie – alternatywy; jest natomiast mocna i ciekawa diagnoza postawiona polskiej świadomości fantazmatycznej i głęboko schizofrenicznej (opartej na wewnętrznych, w istocie niezróżnicowanych, pochodzących z jednego źródła, głosach) strukturze wspólnoty narodowej i społecznej. Sprawa otwiera się głosem Piłsudskiego, kończy mową Dumanowskiego (monolog Krzysztofa Globisza jest zjawiskowy) i jego – wyzwalającymi – ironią i śmiechem, jakby odpowiedzią na wezwanie marszałka, ale także – na całą gamę dramatyzacji i performansów polskich, które tego dnia, w Święto Niepodległości, wybuchają w całej okazałości. Historia toczy się dalej, Dumanowski bohater polski znów się rodzi, odmienia przez wszystkie przypadki słowo „jestem” i znów umiera, i rodzi się w nowym ciele… Nieustannie wytwarzające się dramatyzacje oparte na paradygmacie romantycznym tworzą rodzaj schizofrenicznej właśnie, bo pozornie jedynie wielogłosowej czy skonfliktowanej pętli – to dla paradygmatu narodowego i romantycznego muzyczny loop, a nie – stryczek.

p i k s e l