Z Małgorzatą Sikorską-Miszczuk rozmawia Marta Bryś

Ćwiczenia z wolności

 




Zanim zaczniemy, muszę powiedzieć, że pomiędzy wersją wydrukowaną w „Dialogu”, a wersją wykorzystaną w spektaklu jest wiele różnic. Wersja wydrukowana jest obszerniejsza i to jest reguła, która dotyczy nie tylko tekstu Popiełuszki. Mam często kłopot z ostateczną redakcją:  podejrzliwie przyglądam się scenom, które nie weszły do spektaklu, a potem czuję się jak zdrajca. Przecież fakt, że reżyser tych scen nie wykorzystał, o niczym jeszcze nie świadczy, nie wystawia im złego świadectwa. Być może po prostu nie pasowały do jego osobistej koncepcji. Niemniej, miotam się z tą swoją „wersją kanoniczną” dość długo i często kończy się na tym, że o drugiej w nocy przeglądam kilka wersji, w końcu wciskam „wyślij” przy jednej z nich i idę spać.

 

Od jakich materiałów rozpoczęła pani pracę nad dramatem Popiełuszko?
Przy każdej sztuce, w której istnieje postać realna, czy to jest Marta Kubisova, czy Bruno Schulz, rzucam się na żer – jest przecież masa książek do czytania. Jednak ten błogostan szybko mija i pojawia się panika: przeczytałam książkę i co? Nic mi nie przychodzi do głowy, za to odbywa się w niej proces całkowitej kastracji intuicji: „głupie”, „klisza”, „wtórne”, „no i co z tego”, „ozdóbka” oraz nieco bardziej niecenzuralne rzeczy. Wtedy skupiam się na psychoterapii, mówię sobie: „opanuj panikę, będzie dobrze, to przejściowy moment, nie przejmuj się”. I zaczynam kolejną lekturę. Przy okazji pracy nad Popiełuszką muszę wspomnieć książkę Tomasza Wiśnickiego i Ewy Czaczkowskiej Ksiądz Jerzy Popiełuszko. To książka, która nie jest pisana na kolanach, bez zastanawiania się, czy zawarte w niej treści spodobają się Kościołowi. Z kolei Axel Springer dorzucił dodatek do „Faktu” za 9,99 złotych Błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko. Styl fantasy. To niezwykle wciągająca lektura.

 

W czym przejawia się ten styl fantasy?
W totalnie wykreowanym świecie, gdzie zamiast krasnoludów i orków występują komuniści i Kościół. Historia jest czarno-biała, bez odcieni. Królują uproszczenia i wybiórcze traktowanie faktów. Sentymentalny styl. Zainteresowanych odsyłam do lektury.
Co ciekawe, cała ta sytuacja odzwierciedla polską rzeczywistość – „Fakt” pornograficzny, kompletnie zakłamany tabloid sprzedaje bajkową opowieść o księdzu. Dziś w Polsce można wyróżnić dwie dominujące narracje dotyczące kleru: albo mówi się o pedofilach, dewiantach, złodziejach i ewentualnie matrymonialnych oszustach, albo tworzy się narrację uświęcającą, nierealistyczną, prezentującą figurę księdza jako mężczyzny wykastrowanego, pozbawionego ikry i namiętności. A przecież decyzja o wstąpieniu do zakonu nie wyklucza bycia mężczyzną! Myślę o takich męskich cechach jak upór, pasja, charyzma, zdecydowanie w działaniu, odwaga, siła. Mam wrażenie, że w moim tekście zabrakło nieco dowodu na męską siłę Popiełuszki, jego pasji. Nie chodzi tylko o wiarę, ale o stanowczość – „mówią mi, że mam przestać, ale nie przestaję!”. Interesowała mnie jego siła i niezłomność. Taka postawa ma przecież swój pierwowzór – wystarczy przypomnieć scenę wypędzenia kupców z synagogi przez Jezusa, w której daleko mu do wizerunku otoczonego dziećmi pana z przedszkola. To Jezus, który mówi: „nie, na to nie ma mojej zgody”. Istnieje taki rodzaj męskości w księdzu, która sprawia, że nikt nie zmusi go do mówienia czegoś, co uważa za niesłuszne. Popiełuszko miał taką siłę, ale za późno to wytropiłam, dlatego brakuje jej w moim tekście. Jego pokora nie oznaczała słabości, wręcz przeciwnie.

 

W którym momencie Popiełuszko utracił tę siłę?
Popiełuszko swojej siły nigdy nie utracił. Być może po rozmowie z prymasem Glempem, podczas której otrzymał wezwanie na przesłuchanie SB, utracił naiwne przeświadczenie, że Kościół zawsze staje po stronie prawdy. Mój Popiełuszko to facet, który walczył, miał za sobą Kościół i nagle musiał się skonfrontować z faktem, że Kościół go nie akceptuje. Kto zmusił do tego Kościół? Jak księża mogli się ugiąć? Dla mnie Popiełuszko nie był strategiem, który planował swoją karierę. On stał za prawdą i chciał widzieć Kościół jako zjednoczoną drużynę Boga. Jeśli więc hierarchia uznała, że to, co robił, było złe, zaczął się zastanawiać, gdzie popełnił błąd. Moim zdaniem, Kościół nie ma prawa uprawiać polityki.

 

Czy reakcja prymasa nie była w jakimś sensie zrozumiała? W końcu Kościół jako instytucja prowadził polityczną grę z komunistami. Popiełuszko był w tej grze anarchistą.
Była zrozumiała, Popiełuszko wyszedł przed szereg. Ale właśnie dzięki temu o nim rozmawiamy.

 

Wspominała pani o kastracji figury księdza. Ja uważam, że w pewnym momencie Popiełuszko przestał być księdzem, a stał się opowieścią o własnej śmierci.
Kościół w Polsce nie życzy sobie męskich, wyrazistych księży. Przychodzi mi od razu na myśl casus księdza Lemańskiego, któremu niedawno arcybiskup Hoser zabronił uczyć religii w szkole. Była to kara za głoszone przez niego poglądy: za publiczny sprzeciw wobec dyskredytowania księdza Bonieckiego czy Magdaleny Środy, za oburzenie wobec braku potępienia bezczeszczenia grobów żołnierzy Armii Czerwonej itd. Lemański to ksiądz wyrazisty, samodzielny, kreatywny. A nasz Kościół szuka dziwnych, trzeciopłciowych postaci w sutannach. Nie chodzi o męskość w sensie seksualnym, ale o pasję, energię i przejawianie boskości w ludzkich aspektach. Księża w Polsce wyglądają trochę jak tłum chińskich robotników – zuniformizowanych nie ze względu na strój, ale sposób myślenia. Jeśli ktoś się wybija, to raczej negatywnie. Przykładem jest choćby prałat Henryk Jankowski. Danuta Wałęsa wspomina w swojej autobiografii, jak kiedyś w piątek ksiądz Jankowski zamówił kaczkę do jedzenia. Danuta Wałęsowa powiedziała „księże, przecież jest piątek?” Ksiądz wzruszył ramionami i odpowiedział: „Jesteś kaczką, ale stań się rybką”. Można powiedzieć, że zabawił się w Jezusa, zamienił wodę w wino… Chodzi mi o to, że jego słynne zamiłowanie do dobrego, wystawnego jedzenia dodaje mu jakiegoś kolorytu. Oczywiście antysemityzm prałata wymazuje tę potencjalną barwność i atrakcyjność. Prawie nie ma księży, którzy mogliby być wzorami dla młodych mężczyzn. Co to za wzorzec – armia wykastrowanych Chińczyków? Kim oni są? Czy mają charyzmę, siłę, energię? Widzę tylko bladych wymoczków, którzy cienkim głosem mówią – „pochwalony”, „dziecko ty moje…”. To jest kompletnie nieatrakcyjne. Kto powiedział, że ksiądz nie może mieć w sobie siły? Popiełuszko właśnie ją miał, ale jego niezgoda i bunt zostały usunięte z pośmiertnego wizerunku.
Jeśli zaś chodzi o to, co Pani mówi – że on zamienił się w opowieść o własnej śmierci – można napisać niejedną sztukę o powolnym znikaniu jego ciała. Wszystko, co mówił, przekuto w śmierć w imię Kościoła, którego winę z kolei wymazano.

 

W jednym z wywiadów mówiła Pani, że Popiełuszko jest jak amunicja, którą się w nas strzela. Nie wiem, czy czuję się terroryzowana Popiełuszką – powiedziałabym raczej, że jest nieobecny, zapomniany.
Jest obecny w narracji wykastrowanej. W każdej „świętej” księgarni znajdzie Pani ulukrowane książki o Popiełuszce. Wspomina się w nich o dobrym prymasie, który chciał go wysłać do Rzymu, ale ksiądz Jerzy odmawiał. W 1985 roku opublikowano w Polsce (nielegalnie, w „samizdacie”) reprint „Zapisków” księdza Jerzego wydanych przez Editions Spotkania w Paryżu. Z tego samoizdatowego reprintu usunięto zapis „słynnej” rozmowy z prymasem Glempem, np. zdania: „Ale zarzuty mi postawione [przez Glempa], zwaliły mnie z nóg. SB na przesłuchaniu szanowało mnie bardziej”. Nie wyrzuciła tych słów z tekstu w 1985 r. czerwona cenzura. Tylko kto? To mnie ciekawi. Ale nie znaczy to, że obecnie Kościół zakłamuje tę sytuację. Istnieje chociażby książka Błogosławiony Jerzy Popiełuszko. Zapiski, listy i wywiady ks. Jerzego Popiełuszki 1967-1984, Oficyna „Adam” za wiedzą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dn. 02 III 2009 Nr 691/NK/2009. Drukowane są w niej  wszystkie cztery zeszyty zapisków księdza Popiełuszki, bez cenzury, łącznie z zapisem „słynnej” rozmowy z prymasem Glempem.

 

Co było zatem dla Pani ważniejsze: przedstawienie postaci Popiełuszki czy krytyka Kościoła?
Krytyka Kościoła jako temat sztuki, a właściwie teza – nie interesuje mnie w ogóle. Interesuje mnie postać, która staje po stronie wolności, która podejmuje decyzję, że będzie do końca wierna prawdzie. To jest leitmotiv większości moich tekstów dla teatru. Wolność ma dla mnie dwa poziomy – jednostki i obywatela. Jeżeli jednostka jest w dzieciństwie traktowana przemocowo, czyli w sensie metaforycznym ma złamany kręgosłup, to nawet nie wie, do jakiego stopnia kieruje nią strach i boi się sprzeciwić, nie wie, kim jest, służy innym, wykonuje ich polecenia, sama sobie odmawia podmiotowości. Popiełuszko był dzieckiem z biednej wsi, z biednego regionu Polski. Tam nie było domów z fortepianem, w których dzieci zaczynały dzień od Mozarta. To ważne, by sobie uświadomić jego narodziny z nicości, w sensie kulturowym. Po napisaniu swojego tekstu obejrzałam film Popiełuszko – grający księdza Adam Woronowicz nadał coś niezwykłego tej postaci, ale sam film próbuje w sposób nachalny dorobić patriotyczno-kulturalne tradycje w tamtej rzeczywistości. Ja w to nie wierzę. Wieś we wschodniej Polsce, po wojnie, to było naprawdę specyficzne miejsce. Danuta Wałęsa w swoich wspomnieniach mówi wprost – dziękuję rodzicom, że mnie odchowali, ale chciałam stamtąd uciec. Bo nic więcej dla mnie nie zrobili poza fizycznym odchowaniem. (Owszem, Popiełuszko czytał „Rycerza Niepokalanej”, ale to nie jest bogata gleba do wychowania.) I nagle na tej pustyni kulturowej pojawia się chłopak o ogromnej potrzebie zostania księdzem. Chrystus staje się dla niego siłą, ciągnącą ku górze. W Talmudzie napisane jest, że Bóg stoi obok każdego źdźbła trawy i szepcze do niego „rośnij”. Ja dodałabym taki obraz: Chrystus szepcze Popiełuszce do ucha „rośnij, przekraczaj wyobrażenia na swój temat, rozwijaj się, idź dalej. Idź za prawdą tam, gdzie ona cię prowadzi”. Popiełuszko dokonuje skoku cywilizacyjnego ze wsi do miasta. Rozumie, że może odprawiać msze, podczas których prawda zmienia ludzi, przestają być niewolnikami, nie boją się. Połamane kręgosłupy moralne zrastają się i prostują. Lecz nagle ma przeciwko sobie nie tylko SB, ale orientuje się, że również Kościół za nim nie stoi.

 

Ale historia Popiełuszki nie kończy się z chwilą śmierci, a raczej zaczyna dopiero wraz z procesem. Tego mi w tekście brakuje – obrazu procesu, uwzględnienia go w narracji o Popiełuszce. Kult wokół Popiełuszki jest w jakimś stopniu sprzeciwem wobec fałszowania procesu sądowego. 
 Mnie to nie interesowało. Natomiast Pawła Sztarbowskiego [wicedyrektora Teatru Polskiego w Bydgoszczy – przyp. aut.] proces bardzo interesował. Może kiedyś napisze o tym sztukę. Paweł ma świetne pióro.

 

Może pokazanie fałszu tego politycznego procesu naruszyłoby mit Popiełuszki? 15 sierpnia tego roku „Gazeta Wyborcza” ujawniła pięćset stron nieocenzurowanych dokumentów pisanych przez Krzysztofa Ambroziaka na zlecenie Episkopatu. Z dokumentów wynika, że komunistyczni prokuratorzy potępiali morderstwo, ale podkreślali, że nie było dokonane na człowieku politycznie niewinnym.
Tych materiałów nie było, gdy pisałam swój tekst. Powtórzę tylko, że mam nadzieję, że ktoś je kiedyś wykorzysta do nowej sztuki o księdzu Popiełuszce.

 

Wracając do dramatu istotną postacią, przeciwieństwem Popiełuszki, jest Antypolak. W jakim celu zbudowała Pani taką opozycję? 
Wzięła się z przekonania, że narracja o Popiełuszce jest całkowicie przejęta przez Kościół. Możemy tylko powiedzieć: „Co mnie to obchodzi? Był sobie ksiądz, coś gadał i w końcu go zabili. To się nijak ma do mojego życia”. W moim odczuciu tak jednak nie jest. Uważam, że zastanawiając się nad taką postawą, jaką prezentował Popiełuszko, mamy szansę na konfrontację z tym, co jest naprawdę ważne. Oczywiście, dużo bardziej ekscytujące wydaje się czytanie portali plotkarskich, ale chodzi o to, żeby zobaczyć wokół siebie ludzi, którzy stanęli za większą, podstawową wartością. Utrzymywanie wolności na poziomie wewnętrznym jest dla mnie życiowym wyzwaniem człowieka. Przejście z pozycji niewolnika do pozycji człowieka wolnego powoduje ekstazę w odczuwaniu rzeczywistości. Przecież w moim tekście Antypolak nie po to jedzie w bagażniku, żeby się d o s ł o w n i e dowiedzieć, co czuł ksiądz Jerzy. Bo to jest niemożliwe. Ksiądz Jerzy nie żyje i nigdy się już nie dowiemy, co czuł. Jak powiedział Daniel Mendelsohn, autor książki W poszukiwaniu sześciu spośród sześciu milionów w rozmowie z Christianem Boltanskim: „Martwi są martwi, kompletni martwi, i cokolwiek robimy, robimy to dla siebie. Dla martwych nic już nie możemy zrobić”. Antypolak ma zobaczyć, że każdy z nas może stanąć za wolnością. W swoim śmieciowym życiu ma zdecydować, czego tak naprawdę chce. Czy to jest wyraźne w sztuce, nie wiem – taka była moja intencja.

 

Antypolak przechodzi przemianę – zaczyna od sprzeciwu wobec Kościoła, ale kończy na jego poparciu.
On nie kończy na poparciu Kościoła, tylko odzyskuje wiarę w moc swojej wewnętrznej wolności. Wreszcie spotyka „brata”, który też w to wierzy. Nieważne, czy to jest Popiełuszko, czy Nelson Mandela, bo obaj zaświadczają swoim życiem o wielkiej idei. Biorą udział w walce dobra ze złem i nic ich nie może złamać. Stają za ludźmi. Oczywiście, można powiedzieć, że islamskiego terrorysty też nic nie złamie, ale tamci dwaj stają przeciwko przemocy i nienawiści. Mandela miał miliony powodów do nienawiści, ale to właśnie przeciwko niej się buntował. Tu chodzi o wolność, która jest miłością, a nie przemocą.
 
W spektaklu znalazł się czytany przez Panią monolog o poszukiwaniu mistrza, który podejmie za nas najprostsze decyzje. Czy to nie zmienia optyki? Popiełuszko używał wielkich słów, mówił o wewnętrznej wolności. Pani pokazuje, że ludzie potrzebują przewodnika, który doradzi, jak zmagać się z codziennością. W finale spektaklu Popiełuszko przyznaje, że nie mówi o miłości, bo nigdy jej nie zaznał.
Bo może mu jest żal, że nie zaznał?
Natomiast nie zgadzam się z tym, że w monologu jest mowa o tęsknocie za kimś, kto podejmuje za nas decyzje. Wręcz przeciwnie: to jest monolog o tym, że najwyższy czas samemu stać się mądrym. Wierzę, że bycie w prawdzie jest kluczem do wszystkich wyborów, nawet takich najbardziej prozaicznych jak kupno samochodu. Wybór auta zakłada już jakiś komunikat – czy ja mam tym przedmiotem komuś coś udowodnić? Szpanować? Stworzyć obraz samej siebie? Mogę mieć np. audi 600 albo udawać ekscentryczną artystkę, która nie zwraca uwagi na to, że jej auto rzęzi i się rozpada. W drugim przypadku mogę powiedzieć: „No tak, widzę, że jest zepsuty, ale jestem ponad to”. Jeśli jednak kupię świetny samochód z własnej, szczerej potrzeby, bo na przykład uwielbiam szybką jazdę, to nie będą mnie bolały komentarze: „Ooo, Sikorska jeździ audi, całkiem jej odbiło”… To tak, żeby nie było za podniośle na koniec.

 

Wizja wolności w wolnym kraju w Pani dramacie jest przygnębiająca – tęsknota za mistrzem, który powie, co kupić w sklepie versus bycie mądrym samemu, a z drugiej strony Popiełuszko, który uczy wiernych modlitwy, jakby prowadził lekcje fitness.

Moja intencja była inna – włożyłam Popiełuszce w usta frazę, w którą wierzę: człowiek jest istotą łączącą ziemię z niebem. Chodziło mi o proste przesłanie: trzeba codziennie ćwiczyć pamięć o byciu wolnym. Trzeba uporczywie powtarzać i pracować. Wartości trzeba pielęgnować, trzeba mieć czas na połączenie się ze swoją wolnością. Nie można czekać, aż „Fakt” czy też „Tygodnik Powszechny” powie, jak to zrobić.

p i k s e l